Beta @NinaAvdeeva <3
~*~
Gdy podniosłam się na
łokciach, zakręciło mi się w głowie. Poczułam się dziwnie. Rozejrzałam się
wokoło, a następnie powoli wstałam. Nie bardzo wiedziałam, co się stało, ale
zaraz wszystko sobie przypomniałam. Victoria, wampiry… Ale przecież ona
wymazała mi pamięć. Coś było nie tak, doskonale wszystko pamiętałam. Czyżby jej
tajemne sztuczki były tylko zagrywką ułatwiającą zniknięcie?
Jedno było pewne: wampiry
istniały naprawdę.
Przypomniałam sobie o
chłopaku, którego zaatakowała Victoria. Ponownie omiotłam wzrokiem otoczenie.
Nadal nie było w okolicy żywego ducha, a upiorna cisza i mrok przyprawiały o
lekkie dreszcze. Mając nadzieję, że nie będę musiała kolejny raz stanąć twarzą
w twarz z wampirem, udałam się w uliczkę, w której widziałam wcześniej
chłopaka.
Mężczyzna wciąż tam był;
leżał w niewielkiej kałuży krwi z głową skierowaną w stronę ziemi. Podbiegłam
do niego i na kolanach z trudem przewróciłam go na plecy. Zamarłam, widząc
twarz zaatakowanego.
– Montgomery? –
wydukałam, spoglądając na ciało Jareda, które rozpoznałam od razu.
Bezzwłocznie sprawdziłam
puls. Był ledwo wyczuwalny, ale krew wciąż płynęła w jego żyłach. Potrząsnęłam
nim lekko w nadziei, że się ocknie. Chłopak ani nie drgnął. Pozostał
nieprzytomny, a z rany na jego szyi wciąż sączyła się krew. Spróbowałam ją
zatamować, robiąc ze skrawka jego koszulki opatrunek.
– No dalej! Jared, ocknij
się! – pisnęłam. Do oczu napłynęły mi łzy, które szybko otarłam zakrwawioną
ręką. Po kilkunastu sekundach jego palce zaczęły się poruszać. Uśmiechnęłam się
mimowolnie, próbując cucić chłopaka. – Jared? Słyszysz mnie?
– Viviaaan? – wybełkotał,
z trudem podnosząc powieki. Jego twarz była pobrudzona ciemnoczerwoną krwią,
która połyskiwała w docierającym do nas świetle.
– Dzięki Bogu! – Odetchnęłam
z ulgą i pomogłam mu się podnieść.
Po kilku minutach Jared
doszedł do siebie, jednak jego szyja wciąż krwawiła.
– Co ty tutaj robisz? –
wyszeptał i zakaszlał.
– To długa historia. Jak
się czujesz? Jesteś w stanie iść? – zapytałam, uciskając ranę. Chłopak skrzywił
się i zasyczał. Materiał pochłonął już sporą ilość krwi, był niemalże
przesączony.
– Chyba dam radę –
wymamrotał, kładąc dłoń na szyi. Chwyciłam ramię Jareda, a on sam wsparł się na
mnie. Był ciężki, ledwo utrzymywałam nas w pionie. – Mój samochód stoi
nieopodal – dodał.
Dzięki Bogu, pomyślałam w duchu.
– Okej, spróbujemy do
niego dotrzeć.
Pokonaliśmy niedługi
odcinek ścieżki, jednak zajęło nam to kilka minut. Opadałam z sił. Jared okazał
się cięższy, niż myślałam. Dyszałam głośno, stawiając każdy krok. Obawiałam się
najgorszego: mógł zemdleć w każdej chwili, ponieważ stracił sporo krwi.
– Kluczyki… – powiedział
chłopak i zakaszlał ponownie, wskazując na kieszeń materiałowej, cienkiej
kurtki.
Lewą ręką sprawdziłam
obie kieszenie, aż natknęłam się na to, czego szukałam. Wcisnęłam niewielki
guziczek, a nieopodal nas rozbłysło na chwilę pomarańczowe światło reflektorów.
Wyśledziłam wzrokiem pośród innych aut niewielkiego chevroleta, po czym ostatnimi
siłami dowlokłam Jareda do pojazdu. Posadziłam go na siedzeniu pasażera i
wzięłam głęboki oddech. Następnie bezzwłocznie wsiadłam za kierownicę i
odpaliłam samochód. Na szczęście w jednym ze schowków znajdowała się nawigacja.
Dopiero włączając ją, uświadomiłam
sobie, że całe moje ręce i ubranie pokryte są czerwoną cieczą. Spojrzałam w
tylne lusterko, na swojej twarzy dostrzegłam kolejne ślady krwi. Otrząsnęłam
się i nastawiłam nawigację tak, by zaprowadziła nas do domu. Ruszyłam
gwałtownie, kierując się zgodnie z jej wskazówkami.
Podróż zajęła kilkanaście
minut. Modliłam się w duchu, by Jared pozostał przytomny. Nie mogłam zawieźć go
do szpitala, ślady po ugryzieniu wywołałyby szok wśród lekarzy. Znałam jednak
osobę, która mogła mu pomóc.
Zaparkowałam samochód na
podjeździe i szybko podbiegłam do Jareda, który mamrotał coś pod nosem. Jeszcze
chwila, a zemdlałby na siedzeniu samochodu.
– No już, wysiadamy.
Zaraz poczujesz się lepiej – powiedziałam szybko, wyciągając go mozolnie z
wnętrza pojazdu, po czym ruszyłam w stronę frontowego wejścia. Otworzyłam
drzwi, a po krótkiej chwili w mroku korytarza pojawiła się postać mojej matki.
– O mój Boże! Vivian, coś
ty narobiła? Jak ty wyglądasz – krzyknęła piskliwie, zakrywając usta. Zatrzymała
się, gdy zobaczyła opartego na mnie wpółprzytomnego Jareda. – Czy on żyje? –
zapytała, podbiegając do mnie na palcach. Miała na sobie jedwabną koszulę
nocną, a włosy upięła w krótkiego warkocza.
– Mam nadzieję, że tak –
powiedziałam przez zaciśnięte zęby, przytrzymując znajomego. – Później ci
opowiem. Musisz mi pomóc. On krwawi.
Spoglądnęłam na matkę
błagalnym wzrokiem. Zawsze mogłam na nią liczyć w krytycznych sytuacjach, a
taka miała właśnie miejsce. Mama szkoliła się przez parę lat na pielęgniarkę,
dopóki nie rzuciła tego i nie oddała pasji, jaką było projektowanie ogrodów.
– Wezwałaś karetkę? –
zapytała mnie zupełnie poważnie, spoglądając na ranę Jareda i chwytając go pod
drugie ramię. Wciąż był przytomny, ale ledwo trzymał się na nogach.
Zataszczyłyśmy go do salonu, gdzie mama rozwinęła na kanapie gruby pled, na
którym ułożyłyśmy rannego.
– Nie – powiedziałam
krótko. Nie chciałam wyjaśniać, dlaczego tego nie zrobiłam.
– To dobrze – rzuciła
tajemniczo matka i pobiegła do domowej apteczki, aby zaraz wrócić z
najpotrzebniejszymi rzeczami. – Uciskaj tutaj.
Podała mi opatrunek, a ja
wykonałam jej polecenie.
– Dlaczego nie przestaje
krwawić? – mruknęłam, wpatrując się w krew wypływającą z szyi chłopaka. Jego
twarz kompletnie pobladła, a oddech był płytki.
– To zajmie trochę czasu.
Jego krew jest zakażona – obwieściła kobieta, opatrując ranę.
Zakażona krew? Zmieszałam
się nieco. Matka wyglądała na całkowicie poważną, a ja wcale się nie
przesłyszałam.
– Dlaczego zakażona? –
bąknęłam. Mama odwróciła głowę i spojrzała na mnie.
– Vivian, co tak naprawdę
się stało?
Wpatrywała się we mnie
przez dobre kilka sekund, a ja nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć.
– Znalazłam go, kiedy
wracałam do domu, bo zaatakował go… – urwałam, nie wiedząc, jaką historyjkę
chciałam sprzedać. Zwykle matka wiedziała, gdy chciałam coś przed nią ukryć, a
jej przeszywający wzrok niczego nie ułatwiał.
– Przecież widzę, że to
sprawka wampira.
No nie. Już sama nie
mogłam w to uwierzyć. Czy ona o wszystkim wiedziała? Wytrzeszczyłam oczy i
utkwiłam wzrok w podłodze. Totalnie mnie zamurowało.
– Wiesz o wampirach? –
wycedziłam, nie mogąc tego wszystkiego pojąć.
– Niestety tak. Na
początku myślałam, że to totalna bzdura, ale natknęłam się na jednego z nich
jeszcze w naszym rodzinnym mieście. Twój ojciec mi nie uwierzył i uparł się,
żeby przeprowadzić się tutaj – dodała, kręcąc głową.
– Czy on wykrwawi się na
śmierć?
– Przeżyje, ale będzie
osłabiony przez jakiś czas. Ma w sobie ślinę wampira, a nie tak łatwo pozbyć
się jej z organizmu.
– Skąd tyle o tym wiesz?
– Byłam pełna podziwu, a zarazem wściekła, że nic mi nie powiedziała. – I
dlaczego to wszystko przede mną ukrywałaś?
– Porozmawiamy później.
Teraz zajmijmy się nim.
Wbijam się z komentarzem tutaj 😇 już jestem na bieżąco, a na pozostałych rozdzialach zostawiłam po sobie ślad na wattpadzie 😁
OdpowiedzUsuńNajgorsza rzecz jaka mnie wkurzyła to romans ojca Vivian. Znaczy to jeszcze tak na 1oo% się nie wyjaśniło...ale moge tak przypuszczać, no gościu tak się nie robi 😡
Dobra mama mnie przez pozostałe rozdziały śmieszyła, a okazuje się spoko ogarniętą w temacie babką! I to się szanuje, mam nadzieję, że wyjaśni coś o święcie wampirów.
Ogólnie wampiry to moja miłość ❤ dużo książek i seriali o tym temacie mam za sobą, więc mega odnajduję się w tym temacie 😈 i opowiadanie bardzo mi się podoba!
Ok, Will i jego siosta Victoria wampirami, szczerze? To właśnie ich obstawiałam, bo byli za bogaci XDDD cóż z siostrzyczką się nie polubię, ale William to co innego...on mnie intryguje 🙃 czekam na więcej Willa!
Jared ofiarą 😯 bo za dużo węszył, może i on coś dołoży od siebie do tematu wampirów. Oczywiście jak ozdrowieje XD
I pozostaje jeszcze burleska i Sekretny Klub, oj jak ja lubię takie tajemnice 😀
Czekam na ciąg dalszy
N
Widziałam wszystkie komentarze na wattpadzie, za co pięknie dziękuję! Cieszę się, że poświęciłaś czas, by wszystko przeczytać i skomentować. Ostatnio coraz mnie ludzi w ogóle bywa na blogspocie, a na komentarze to już w ogóle nie ma co liczyć. Ale cóż...
UsuńBardzo Ci dziękuję i mam nadzieję, że ciąg dalszy też Ci się spodoba. Pozdrowionka! <3