piątek, 3 kwietnia 2020

Rozdział 14 – Montgomery


Beta @NinaAvdeeva <3

~*~
Gdy podniosłam się na łokciach, zakręciło mi się w głowie. Poczułam się dziwnie. Rozejrzałam się wokoło, a następnie powoli wstałam. Nie bardzo wiedziałam, co się stało, ale zaraz wszystko sobie przypomniałam. Victoria, wampiry… Ale przecież ona wymazała mi pamięć. Coś było nie tak, doskonale wszystko pamiętałam. Czyżby jej tajemne sztuczki były tylko zagrywką ułatwiającą zniknięcie?
Jedno było pewne: wampiry istniały naprawdę.
Przypomniałam sobie o chłopaku, którego zaatakowała Victoria. Ponownie omiotłam wzrokiem otoczenie. Nadal nie było w okolicy żywego ducha, a upiorna cisza i mrok przyprawiały o lekkie dreszcze. Mając nadzieję, że nie będę musiała kolejny raz stanąć twarzą w twarz z wampirem, udałam się w uliczkę, w której widziałam wcześniej chłopaka.
Mężczyzna wciąż tam był; leżał w niewielkiej kałuży krwi z głową skierowaną w stronę ziemi. Podbiegłam do niego i na kolanach z trudem przewróciłam go na plecy. Zamarłam, widząc twarz zaatakowanego.
– Montgomery? – wydukałam, spoglądając na ciało Jareda, które rozpoznałam od razu.
Bezzwłocznie sprawdziłam puls. Był ledwo wyczuwalny, ale krew wciąż płynęła w jego żyłach. Potrząsnęłam nim lekko w nadziei, że się ocknie. Chłopak ani nie drgnął. Pozostał nieprzytomny, a z rany na jego szyi wciąż sączyła się krew. Spróbowałam ją zatamować, robiąc ze skrawka jego koszulki opatrunek.
– No dalej! Jared, ocknij się! – pisnęłam. Do oczu napłynęły mi łzy, które szybko otarłam zakrwawioną ręką. Po kilkunastu sekundach jego palce zaczęły się poruszać. Uśmiechnęłam się mimowolnie, próbując cucić chłopaka. – Jared? Słyszysz mnie?
– Viviaaan? – wybełkotał, z trudem podnosząc powieki. Jego twarz była pobrudzona ciemnoczerwoną krwią, która połyskiwała w docierającym do nas świetle.
– Dzięki Bogu! – Odetchnęłam z ulgą i pomogłam mu się podnieść.
Po kilku minutach Jared doszedł do siebie, jednak jego szyja wciąż krwawiła.
– Co ty tutaj robisz? – wyszeptał i zakaszlał.
– To długa historia. Jak się czujesz? Jesteś w stanie iść? – zapytałam, uciskając ranę. Chłopak skrzywił się i zasyczał. Materiał pochłonął już sporą ilość krwi, był niemalże przesączony.
– Chyba dam radę – wymamrotał, kładąc dłoń na szyi. Chwyciłam ramię Jareda, a on sam wsparł się na mnie. Był ciężki, ledwo utrzymywałam nas w pionie. – Mój samochód stoi nieopodal – dodał.
Dzięki Bogu, pomyślałam w duchu.
– Okej, spróbujemy do niego dotrzeć.
Pokonaliśmy niedługi odcinek ścieżki, jednak zajęło nam to kilka minut. Opadałam z sił. Jared okazał się cięższy, niż myślałam. Dyszałam głośno, stawiając każdy krok. Obawiałam się najgorszego: mógł zemdleć w każdej chwili, ponieważ stracił sporo krwi.
– Kluczyki… – powiedział chłopak i zakaszlał ponownie, wskazując na kieszeń materiałowej, cienkiej kurtki.
Lewą ręką sprawdziłam obie kieszenie, aż natknęłam się na to, czego szukałam. Wcisnęłam niewielki guziczek, a nieopodal nas rozbłysło na chwilę pomarańczowe światło reflektorów. Wyśledziłam wzrokiem pośród innych aut niewielkiego chevroleta, po czym ostatnimi siłami dowlokłam Jareda do pojazdu. Posadziłam go na siedzeniu pasażera i wzięłam głęboki oddech. Następnie bezzwłocznie wsiadłam za kierownicę i odpaliłam samochód. Na szczęście w jednym ze schowków znajdowała się nawigacja.
Dopiero włączając ją, uświadomiłam sobie, że całe moje ręce i ubranie pokryte są czerwoną cieczą. Spojrzałam w tylne lusterko, na swojej twarzy dostrzegłam kolejne ślady krwi. Otrząsnęłam się i nastawiłam nawigację tak, by zaprowadziła nas do domu. Ruszyłam gwałtownie, kierując się zgodnie z jej wskazówkami.
Podróż zajęła kilkanaście minut. Modliłam się w duchu, by Jared pozostał przytomny. Nie mogłam zawieźć go do szpitala, ślady po ugryzieniu wywołałyby szok wśród lekarzy. Znałam jednak osobę, która mogła mu pomóc.
Zaparkowałam samochód na podjeździe i szybko podbiegłam do Jareda, który mamrotał coś pod nosem. Jeszcze chwila, a zemdlałby na siedzeniu samochodu.
– No już, wysiadamy. Zaraz poczujesz się lepiej – powiedziałam szybko, wyciągając go mozolnie z wnętrza pojazdu, po czym ruszyłam w stronę frontowego wejścia. Otworzyłam drzwi, a po krótkiej chwili w mroku korytarza pojawiła się postać mojej matki.
– O mój Boże! Vivian, coś ty narobiła? Jak ty wyglądasz – krzyknęła piskliwie, zakrywając usta. Zatrzymała się, gdy zobaczyła opartego na mnie wpółprzytomnego Jareda. – Czy on żyje? – zapytała, podbiegając do mnie na palcach. Miała na sobie jedwabną koszulę nocną, a włosy upięła w krótkiego warkocza.
– Mam nadzieję, że tak – powiedziałam przez zaciśnięte zęby, przytrzymując znajomego. – Później ci opowiem. Musisz mi pomóc. On krwawi.
Spoglądnęłam na matkę błagalnym wzrokiem. Zawsze mogłam na nią liczyć w krytycznych sytuacjach, a taka miała właśnie miejsce. Mama szkoliła się przez parę lat na pielęgniarkę, dopóki nie rzuciła tego i nie oddała pasji, jaką było projektowanie ogrodów.
– Wezwałaś karetkę? – zapytała mnie zupełnie poważnie, spoglądając na ranę Jareda i chwytając go pod drugie ramię. Wciąż był przytomny, ale ledwo trzymał się na nogach. Zataszczyłyśmy go do salonu, gdzie mama rozwinęła na kanapie gruby pled, na którym ułożyłyśmy rannego.
– Nie – powiedziałam krótko. Nie chciałam wyjaśniać, dlaczego tego nie zrobiłam.
– To dobrze – rzuciła tajemniczo matka i pobiegła do domowej apteczki, aby zaraz wrócić z najpotrzebniejszymi rzeczami. – Uciskaj tutaj.
Podała mi opatrunek, a ja wykonałam jej polecenie.
– Dlaczego nie przestaje krwawić? – mruknęłam, wpatrując się w krew wypływającą z szyi chłopaka. Jego twarz kompletnie pobladła, a oddech był płytki.
– To zajmie trochę czasu. Jego krew jest zakażona – obwieściła kobieta, opatrując ranę.
Zakażona krew? Zmieszałam się nieco. Matka wyglądała na całkowicie poważną, a ja wcale się nie przesłyszałam.
– Dlaczego zakażona? – bąknęłam. Mama odwróciła głowę i spojrzała na mnie.
– Vivian, co tak naprawdę się stało?
Wpatrywała się we mnie przez dobre kilka sekund, a ja nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć.
– Znalazłam go, kiedy wracałam do domu, bo zaatakował go… – urwałam, nie wiedząc, jaką historyjkę chciałam sprzedać. Zwykle matka wiedziała, gdy chciałam coś przed nią ukryć, a jej przeszywający wzrok niczego nie ułatwiał.
– Przecież widzę, że to sprawka wampira.
No nie. Już sama nie mogłam w to uwierzyć. Czy ona o wszystkim wiedziała? Wytrzeszczyłam oczy i utkwiłam wzrok w podłodze. Totalnie mnie zamurowało.
– Wiesz o wampirach? – wycedziłam, nie mogąc tego wszystkiego pojąć.
– Niestety tak. Na początku myślałam, że to totalna bzdura, ale natknęłam się na jednego z nich jeszcze w naszym rodzinnym mieście. Twój ojciec mi nie uwierzył i uparł się, żeby przeprowadzić się tutaj – dodała, kręcąc głową.
– Czy on wykrwawi się na śmierć?
– Przeżyje, ale będzie osłabiony przez jakiś czas. Ma w sobie ślinę wampira, a nie tak łatwo pozbyć się jej z organizmu.
– Skąd tyle o tym wiesz? – Byłam pełna podziwu, a zarazem wściekła, że nic mi nie powiedziała. – I dlaczego to wszystko przede mną ukrywałaś?
– Porozmawiamy później. Teraz zajmijmy się nim.

2 komentarze:

  1. Wbijam się z komentarzem tutaj 😇 już jestem na bieżąco, a na pozostałych rozdzialach zostawiłam po sobie ślad na wattpadzie 😁
    Najgorsza rzecz jaka mnie wkurzyła to romans ojca Vivian. Znaczy to jeszcze tak na 1oo% się nie wyjaśniło...ale moge tak przypuszczać, no gościu tak się nie robi 😡
    Dobra mama mnie przez pozostałe rozdziały śmieszyła, a okazuje się spoko ogarniętą w temacie babką! I to się szanuje, mam nadzieję, że wyjaśni coś o święcie wampirów.
    Ogólnie wampiry to moja miłość ❤ dużo książek i seriali o tym temacie mam za sobą, więc mega odnajduję się w tym temacie 😈 i opowiadanie bardzo mi się podoba!
    Ok, Will i jego siosta Victoria wampirami, szczerze? To właśnie ich obstawiałam, bo byli za bogaci XDDD cóż z siostrzyczką się nie polubię, ale William to co innego...on mnie intryguje 🙃 czekam na więcej Willa!
    Jared ofiarą 😯 bo za dużo węszył, może i on coś dołoży od siebie do tematu wampirów. Oczywiście jak ozdrowieje XD
    I pozostaje jeszcze burleska i Sekretny Klub, oj jak ja lubię takie tajemnice 😀
    Czekam na ciąg dalszy
    N

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam wszystkie komentarze na wattpadzie, za co pięknie dziękuję! Cieszę się, że poświęciłaś czas, by wszystko przeczytać i skomentować. Ostatnio coraz mnie ludzi w ogóle bywa na blogspocie, a na komentarze to już w ogóle nie ma co liczyć. Ale cóż...
      Bardzo Ci dziękuję i mam nadzieję, że ciąg dalszy też Ci się spodoba. Pozdrowionka! <3

      Usuń