niedziela, 8 marca 2020

Rozdział 12 – To nie tak, jak myślisz

Beta @NinaAvdeeva <3

~*~

William nieco złagodniał po tym, jak go pocałowałam. Oczywiście był to zwyczajny buziak w policzek, ale natychmiast przestał być naburmuszony. Podziękowałam mu raz jeszcze, po czym pospiesznie opuściłam czarnego mercedesa, udając się w stronę miejsca, w którym znajdował się mój ojciec.
Upewniłam się, że William odjechał, machając mu na pożegnanie. Wyglądałam jak idiotka, ale nie chciałam, by między nami panowały burzliwe stosunki, zwłaszcza że chłopak próbował mi pomóc. Okazał się mniejszym dupkiem, niż sądziłam.
Pomknęłam w stronę restauracji, wciąż rozglądając się badawczo i starając, by ojciec mnie nie zauważył. Podeszłam do małego stolika obok niewielkiego ogródka, który mnie zasłonił, a zarazem dał dobrą pozycję do obserwacji. Po kilku minutach kelnerka podeszła do stolika, prezentując menu. Zamówiłam Martini i skupiłam się na moim zadaniu, jakim było rozszyfrowanie ojca. Wyglądał na rozbawionego. Popijał swój koktajl, śmiał się jak nigdy dotąd i spoglądał na swoją towarzyszkę, niemal pożerając ją wzrokiem. Niestety nie dostrzegłam twarzy kobiety, a jedynie jej długie, lśniące blond włosy, niemniej byłam pewna, że to nie moja matka.
Kobieta gładziła dłoń ojca, a on zalotnie dotykał jej włosów, szeptając, jak wnioskowałam, czułe słówka, w odpowiedzi na które blondyna chichotała, a jej piskliwy głos niósł się daleko. Nie mogłam na to patrzeć, chciałam coś zrobić. Byłam wściekła, a zarazem rozczarowana postawą ojca. Dotychczas uważałam go za wspaniałego człowieka, był moim autorytetem. Moja rodzicielka była od zawsze pokręcona, ale sądziłam, że ojciec ją kocha. Najwidoczniej się myliłam.
Wypiłam duszkiem Martini, które wręczyła mi kelnerka. Zerknęłam jeszcze raz na ojca, który obściskiwał się z nieznajomą kobietą. Rzuciłam o podłogę kieliszkiem, który rozbił się na kilkadziesiąt drobnych kawałeczków. Wyjęłam z torebki portfel, aby zostawić więcej pieniędzy, niż wyniosło moje zamówienie, po czym wstałam i ruszyłam w stronę ojca. Nie zamierzałam mu tego darować.
– Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! – wycedziłam, piorunując wzrokiem ojca i kobietę. Wtedy dopiero dostrzegłam jej nieskazitelną cerę. Była piękna, jej jasne włosy lśniły w promieniach słońca. Kobieta zmieszała się nieco, natychmiast zabierając dłoń z ramienia ojca.
– Vivian… – wybąkał mężczyzna wyraźnie zszokowany moim widokiem. – Co ty tu w ogóle robisz?
– Co ja tu robię? – prychnęłam. – Lepiej powiedz mi, co to za jedna.
– To twoja córka? – spytała kobieta, wskazując mnie. Ojciec nie wiedział, co począć. Schował twarz w dłoniach.
– Wszystko ci wytłumaczę, Vivian… Amanda i ja… – zaczął.
– Co mi zamierzasz wytłumaczyć? Myślisz, że jestem głupia?
– To nie tak jak myślisz, słońce…
To nie tak jak myślę? Co to niby miało znaczyć? Miałam już wszystkiego dość i nie chciałam go więcej widzieć na oczy.
– Jasne. – Zaśmiałam się gorzko, po czym wzięłam kryształową szklankę w dłoń i chlusnęłam jej zawartością w twarz ojca. – Nie chcę cię więcej widzieć.
Obróciłam się na pięcie, po czym odeszłam, mając wciąż w głowie sceny sprzed chwili.
***
Złość wypełniała mnie całą, miałam ochotę krzyczeć i płakać. Wciąż przed oczami miałam uśmiechy ojca i jego kochanki. Za wszelką cenę próbowałam o tym nie myśleć, ale to, co zobaczyłam, nie dawało mi spokoju. Rozmyślałam o matce. Zastanawiałam się, czy wiedziała o romansie. Nie mogłam jej o tym nie powiedzieć.
Otarłam spływające po policzku łzy i ruszyłam przed siebie, nie zważając na nic. Mknęłam przez alejki, zerkając na ludzi, których mijałam. Nie chciałam zamawiać taksówki. Spacer działał na mnie kojąco. Bolały mnie nogi, ale uparcie szłam dalej, mimo że miałam przed sobą kawał drogi. Patrzyłam pod nogi, nie zwracając uwagi na otoczenie. Odczuwałam zmęczenie. W głowie szumiało mi od alkoholu, który wcześniej wypiłam. Nie czułam się najlepiej.
Nagle uświadomiłam sobie, że zupełnie zboczyłam z trasy, którą zwykłam chodzić. Zatrzymałam się obok niewielkiego parku i rozejrzałam dookoła. Nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję. Nie przypominałam sobie, bym kiedykolwiek widziała tamten zagajnik.
Słońce zaszło już jakiś czas temu, pozostawiając na niebie czerwonawą wstęgę. Robiło się coraz ciemniej, a temperatura nieznacznie spadła. Sięgnęłam do torebki po telefon.
No świetnie, pomyślałam. Rozładowana bateria.
Komórka nie reagowała. Zaklęłam pod nosem. Podniósłszy głowę, dostrzegłam sylwetkę starszego mężczyzny z psem. Pobiegłam w jego kierunku, zatrzymując się nieopodal, ponieważ nieco przeraził mnie jego pitbull, który przyglądał mi się uważnie.
– Przepraszam! Proszę pana! – krzyknęłam, zatrzymując się zadyszana. – Nie wie pan może, jak trafić do centrum?
Mężczyzna zmierzył mnie badawczym wzrokiem, zamruczał coś pod nosem, po czym odszedł, ciągnąc za sobą psa. Westchnęłam głośno i przetarłam oczy. Skręciłam w uliczkę obok parku, nie chciałam do niego wchodzić. Robiło się coraz ciemniej, a nocą drzewa i ich cienie przyprawiały mnie o dreszcze.
Oddalając się od gwarnych restauracji, zaczęłam odczuwać lekki strach paraliżujący moje nogi. Zwolniłam tempa, ponieważ nie miałam już siły. Zmęczenie dawało o sobie znać, podobnie jak brzuch, który domagał się posiłku. Pożałowałam, że nie dałam się odwieźć do domu Williamowi.
Znalazłam się w wąskiej uliczce. Przypominała mi o nocy, kiedy byłam w klubie ze znajomymi. Przełknęłam nerwowo ślinę, przywołując wspomnienie napastnika.
– Jeszcze tego brakowało, żebym się zgubiła w tym cholernym mieście – powiedziałam do siebie.
W pobliżu nie dostrzegłam nikogo. Żadnego człowieka, żadnego samochodu czy nawet głupiej taksówki. Byłam sama jak palec w miejscu, w którym nie chciałam się znaleźć. Nagle usłyszałam jakieś krzyki. Stanęłam jak wryta, nasłuchując. Zacisnęłam wargi, a moje serce przyspieszyło. I jeszcze raz ten sam krzyk. Rozejrzałam się, próbując nie wpaść w panikę. Wtedy w oddali dostrzegłam coś, co sprawiło, że zamarłam na moment w bezruchu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz