sobota, 15 lutego 2020

Rozdział 11 – Carlota


Beta @NinaAvdeeva <3

~*~
Weszliśmy do drugiej sali bez najmniejszego problemu. Najwyraźniej William odwiedzał to miejsce dość często, stąd też wszyscy go znali. Pomieszczenie przygotowano na jakiś występ, lecz nie było tam żywego ducha.
– Występują tutaj tancerze flamenco. To hiszpański bar tapas z tańcami, które zazwyczaj odbywają się późnym wieczorem – wyjaśnił Will, wskazując scenę. – Tę salę otwierają późnym wieczorem.
Kiwnęłam głową, omiatając wzrokiem pomieszczenie.
Zeszliśmy po schodach. Z dołu dochodziła moich uszu przyjemna muzyka, usłyszałam również kobiece chichoty. Po chwili znaleźliśmy się w dużej garderobie, gdzie w obszernych, czarno–czerwonych strojach kręciły się piękne tancerki o ostrych rysach twarzy i ciemnych włosach. Miały wpięte we włosy świeże kwiaty o żywych kolorach. Gestykulując, rozmawiały głośno po hiszpańsku.
Gdy weszliśmy, poczułam na sobie wymowne spojrzenia piątki dziewcząt. Zapadło milczenie, słychać było tylko muzykę. Poczułam się nieswojo, czując ich świdrujący wzrok. Nagle zza dziewczyn wyłoniła się nieco starsza od nich kobieta z wysoko upiętymi włosami i grzywką opadającą na prawe oko. Miała mocno zarysowaną szczękę, wystające kości policzkowe i pieprzyk na policzku.
Podeszła do nas, witając uśmiechem.
– Niech no cię uściskam, chłopcze! – rzuciła głośno, rozkładając ramiona w stronę Williama, który przywitał się z kobietą uściskiem.
– Witaj, Carloto – mruknął.
Piątka zaintrygowanych dziewczyn wciąż wpatrywała się we mnie ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.
– To ta piękność, o której mi mówiłeś? – zapytała, przenosząc wzrok na mnie.
Piękność, o której mi mówiłeś?, powtórzyłam w myślach, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Czyżby William naprawdę nazwał mnie pięknością?
– Nie przesadzajmy – rzuciłam krótko i potrząsnęłam głową. Przywitałam się z Carlotą, która z bliska wydawała się znacznie starsza, niż zakładałam początkowo. Mogła mieć ponad czterdzieści lat, ale prezentowała się zniewalająco, jak na swój wiek.
– Dziewczęta, idźcie na makijaż. Zaraz do was dołączę – poleciła kobieta, zwracając się do piątki stojącej za nią. Tancerki zrobiły, jak nakazała, i pomknęły do sąsiedniego pomieszczenia.
Carlota usiadła na wysokim krześle obok stojaka na ubrania i poprawiła obcisłą, czerwoną sukienkę.
Garderoba nie była wielka, ale świetnie wyposażona. Nie brakowało przeróżnych strojów, butów czy dodatków na każdą okazję.
– I jak? Będziesz umiała coś z niej wykrzesać? – zagadnął Will.
Zmieszałam się nieco. Czyżby mówił o mnie? Przypomniałam sobie, w jakim celu się tam udaliśmy. On naprawdę chciał, żebym wystąpiła na scenie.
– To się okaże. Widzę, że masz potencjał, słonko – oznajmiła, kiwając głową i spoglądając na mój biust. Podeszła do stojaka, aby przewertować zawieszone na nim ubrania. Po chwili rzuciła coś w moją stronę. Złapałam odruchowo kawałek materiału, który okazał się skąpą sukienką. – Załóż to. Muszę zobaczyć twoje proporcje.
Już miałam wytrzeszczyć oczy i oburzyć się, kiedy uświadomiłam sobie, że to ja chciałam wziąć w tym udział. Westchnęłam cicho, oglądając suknię, o ile można było tak nazwać skrawek materiału.
– Gdzie mogę się przebrać?
Kobieta wskazała niewielki, drewniany parawan o kwiatowym deseniu.
– Ach, i jeszcze weź te buty. Powinny być dobre.
Wręczyła mi srebrne sandały na bardzo wysokim obcasie ozdobione połyskującymi kryształkami.
Powędrowałam za parawan, gdzie pospiesznie zdjęłam bluzkę i spodnie, które przykleiły się do mojego ciała z powodu gorąca. Włożyłam sukienkę, z trudem ją zapinając. Była mocno opięta na biuście, ale w talii pasowała idealnie. Przerażała mnie jej długość – ledwo przykrywała mi tyłek, a niemalże transparentny materiał ujawniał wszystko, co się pod nim znajdowało.
Dobrze, że mam koronkową bieliznę, pomyślałam, wsuwając buty. Ich rozmiar był dobrze dopasowany.
Czułam się nieco skrępowana świadomością, że William stał po drugiej stronie, czekając na moje wyjście. Zdmuchnęłam kosmyk włosów opadający mi na oczy i ostrożnie wyłoniłam się zza kolorowego parawanu.
– Pokaż się, śmiało! – rzekła Carlota, odwracając się w moją stronę.
Oboje obserwowali mnie uważnie. Kobieta pokiwała głową z aprobatą, a w jej oku pojawił się błysk.
– Długie, smukłe nogi, piękne ciało z dużym biustem. Szczupła, z lekkimi krągłościami – wymruczała pod nosem, podchodząc do mnie.
Stałam jak słup soli, czując, że moje policzki nabierają koloru.
– Nie sądziłem, że skrywasz takie atuty – mruknął William, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Carlota obejrzała moje ciało z zachwytem.
– Rozpuść włosy, kochanie – poleciła. Posłusznie uwolniłam kaskadę ciemnych włosów, które rozsypały się na plecach i klatce piersiowej. – Ach, cudowna!
Zerknęłam na kobietę, czując ciepło na twarzy. Szkoda, że miałam rozczarować Carlotę i Williama. Nie planowałam nigdzie występować.
– A co z tańcem i śpiewem? – zapytał William, wodząc wzrokiem po sukience.
– Mogę coś zaśpiewać, ale nie bardzo umiem tańczyć – wymamrotałam.
– Słonko, nie będziesz śpiewać. Włączymy podkład. Najważniejszy jest taniec. Wszystko ci pokażę.
Zdziwiłam się, że nie muszę śpiewać. Myślałam, że to właśnie na tym polegała burleska: na pięknym tańcu i śpiewie.
– Czyli nadaje się? – zapytał William.
Obie zerknęłyśmy na niego. Carlota uśmiechała się, uwydatniając tym samym kilka zmarszczek na swojej twarzy.
– Jak najbardziej. Musimy tylko nad nią popracować.

***

Po długiej rozmowie z Carlotą (Meksykanką, jak się później okazało), kobieta zaproponowała mi współpracę, oferując pomoc przy występach. Nie miała być długa. Chodziło tylko o kilka niezobowiązujących spotkań, w których trakcie zamierzała zrobić ze mnie gwiazdę. Miałam nauczyć się czegoś więcej niż ruchów tanecznych i zachęcania do siebie wdziękiem publiki, ale zaplanowała to na moment tuż przed występami.
William był widocznie zachwycony tym, że uczestniczył w przedsięwzięciu wiążącym się z moimi występami. Carlota zgodziła się na pomoc tylko ze względu na niego.
– I jak? Dowiedziałaś się co nieco? – zapytał chłopak, kiedy wychodziliśmy z baru.
Gdy ja omawiałam szczegóły spotkania z Carlotą, on, nie marnując okazji, zabawiał kelnerki.
– Powiedzmy, że tak – odparłam ze sztucznym uśmiechem.
Kilka minut później pożegnaliśmy północną część miasta, ruszając w stronę centrum.

***

– Mogę cię o coś zapytać? – przerwałam niezręczną ciszę, zerkając na Willa kątem oka.
Chłopak prowadził samochód w skupieniu, po moim pytaniu zmarszczył nieco brwi.
– Pytaj. Co takiego chcesz wiedzieć? Jeżeli chodzi o klub, to już ci mówiłem. To nie takie proste… – rzucił, kręcąc głową.
Nie chciałam pytać o klub; wiedziałam, że czekała mnie długa droga, by się tam dostać.
– Nie, nie chodzi mi o to. Chciałam spytać, czy wiesz coś na temat… – zawahałam się, rozmyślając, czy to, o co chciałam zapytać, było rozsądne – … wampirów.
William zmarszczył się jeszcze bardziej, po czym wybuchnął śmiechem.
– Wampirów? – powtórzył. – Skąd to pytanie? Myślałam, że już zdążyłaś poznać historyjki, które krążą po mieście.
– Słyszałam co nieco… ale bardziej interesuje mnie to, czy wampiry mogą istnieć naprawdę. Wiem, uznasz mnie za totalną wariatkę – westchnęłam, wywracając oczami.
William uśmiechnął się szeroko.
– Za wariatkę uznałem cię już wtedy, kiedy ściągnęłaś bluzkę i piłaś bourbon wprost z butelki.
– O Boże. Musisz wspominać ten żenujący wieczór? – wycedziłam, na co chłopak posłał mi wymowne spojrzenie. – To jak? Co z tym wampirami? Widziałeś, co wypisują gazety?
– Vivian… Gazety zawsze będą chciały przyciągnąć czytelników szokującymi tematami.
Być może była to prawda, ale to, co mnie spotkało, nie dawało mi spokoju.
– Okej, czyli jednak uważasz mnie za wariatkę – burknęłam, skrzyżowałam ręce na piersiach i utkwiłam wzrok w widokach za oknem, by nie patrzeć na Williama.
– Jesteś strasznie ciekawska. Ale jeżeli tak cię to interesuje, to krążą pogłoski, że Sekretny Klub odwiedzają wampiry. Kto wie? – powiedział i się zaśmiał.
Próbowałam nie zwracać uwagi na jego żarty.
Kiedy byliśmy kilka minut drogi od ulicy, na której mieściły się nasze posiadłości, coś dziwnego przykuło moją uwagę. Wytężyłam wzrok, mrużąc oczy. Miałam skrytą nadzieję, że umysł płata mi figle, ale przy jednej z restauracji, które mijaliśmy, dostrzegłam ojca. Rozkoszował się alkoholem w towarzystwie smukłej blondynki.
– Cholera! – krzyknęłam, zaciskając pięści. William zahamował gwałtownie, omal nie uderzając w samochód przed nami.
– Vivian! Co jest?! – rzucił równie głośno.
– Wybacz, ale będę musiała wysiąść. Zupełnie zapomniałam, że umówiłam się tutaj z przyjaciółką. – Odpięłam pas.
Skłamałam. Nie chciałam, by Willam dowiedział się o romansie mojego ojca, o ile miałam co do tego rację.
– Przez ciebie o mało nie przywaliłem w tamtego gościa! – krzyknął, uderzając ręką o kierownicę. Nie wyglądał na zadowolonego; w zasadzie był wściekły. – Mogłaś mnie chociaż uprzedzić, że będziesz chciała tutaj wyskoczyć.
– Wybacz – przeprosiłam z krzywym uśmiechem na ustach. Chciałam jakoś załagodzić sytuację. – William, dziękuję ci za pomoc. – Musnęłam ustami jego policzek w delikatnym pocałunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz