Beta @NinaAvdeeva <3
~*~
Weszliśmy do drugiej sali bez najmniejszego problemu. Najwyraźniej
William odwiedzał to miejsce dość często, stąd też wszyscy go znali. Pomieszczenie
przygotowano na jakiś występ, lecz nie było tam żywego ducha.
– Występują tutaj tancerze flamenco. To hiszpański bar tapas z tańcami,
które zazwyczaj odbywają się późnym wieczorem – wyjaśnił Will, wskazując scenę.
– Tę salę otwierają późnym wieczorem.
Kiwnęłam głową, omiatając wzrokiem pomieszczenie.
Zeszliśmy po schodach. Z dołu dochodziła moich uszu przyjemna muzyka, usłyszałam
również kobiece chichoty. Po chwili znaleźliśmy się w dużej garderobie, gdzie w
obszernych, czarno–czerwonych strojach kręciły się piękne tancerki o ostrych
rysach twarzy i ciemnych włosach. Miały wpięte we włosy świeże kwiaty o żywych
kolorach. Gestykulując, rozmawiały głośno po hiszpańsku.
Gdy weszliśmy, poczułam na sobie wymowne spojrzenia piątki dziewcząt.
Zapadło milczenie, słychać było tylko muzykę. Poczułam się nieswojo, czując ich
świdrujący wzrok. Nagle zza dziewczyn wyłoniła się nieco starsza od nich
kobieta z wysoko upiętymi włosami i grzywką opadającą na prawe oko. Miała mocno
zarysowaną szczękę, wystające kości policzkowe i pieprzyk na policzku.
Podeszła do nas, witając uśmiechem.
– Niech no cię uściskam, chłopcze! – rzuciła głośno, rozkładając ramiona
w stronę Williama, który przywitał się z kobietą uściskiem.
– Witaj, Carloto – mruknął.
Piątka zaintrygowanych dziewczyn wciąż wpatrywała się we mnie ze
skrzyżowanymi na piersiach rękami.
– To ta piękność, o której mi mówiłeś? – zapytała, przenosząc wzrok na
mnie.
Piękność, o której mi mówiłeś?,
powtórzyłam w myślach, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Czyżby William
naprawdę nazwał mnie pięknością?
– Nie przesadzajmy – rzuciłam krótko i potrząsnęłam głową. Przywitałam
się z Carlotą, która z bliska wydawała się znacznie starsza, niż zakładałam
początkowo. Mogła mieć ponad czterdzieści lat, ale prezentowała się
zniewalająco, jak na swój wiek.
– Dziewczęta, idźcie na makijaż. Zaraz do was dołączę – poleciła kobieta,
zwracając się do piątki stojącej za nią. Tancerki zrobiły, jak nakazała, i
pomknęły do sąsiedniego pomieszczenia.
Carlota usiadła na wysokim krześle obok stojaka na ubrania i poprawiła
obcisłą, czerwoną sukienkę.
Garderoba nie była wielka, ale świetnie wyposażona. Nie brakowało
przeróżnych strojów, butów czy dodatków na każdą okazję.
– I jak? Będziesz umiała coś z niej wykrzesać? – zagadnął Will.
Zmieszałam się nieco. Czyżby mówił o mnie? Przypomniałam sobie, w jakim
celu się tam udaliśmy. On naprawdę chciał, żebym wystąpiła na scenie.
– To się okaże. Widzę, że masz potencjał, słonko – oznajmiła, kiwając
głową i spoglądając na mój biust. Podeszła do stojaka, aby przewertować
zawieszone na nim ubrania. Po chwili rzuciła coś w moją stronę. Złapałam odruchowo
kawałek materiału, który okazał się skąpą sukienką. – Załóż to. Muszę zobaczyć
twoje proporcje.
Już miałam wytrzeszczyć oczy i oburzyć się, kiedy uświadomiłam sobie, że to
ja chciałam wziąć w tym udział. Westchnęłam cicho, oglądając suknię, o ile
można było tak nazwać skrawek materiału.
– Gdzie mogę się przebrać?
Kobieta wskazała niewielki, drewniany parawan o kwiatowym deseniu.
– Ach, i jeszcze weź te buty. Powinny być dobre.
Wręczyła mi srebrne sandały na bardzo wysokim obcasie ozdobione
połyskującymi kryształkami.
Powędrowałam za parawan, gdzie pospiesznie zdjęłam bluzkę i spodnie,
które przykleiły się do mojego ciała z powodu gorąca. Włożyłam sukienkę, z
trudem ją zapinając. Była mocno opięta na biuście, ale w talii pasowała idealnie.
Przerażała mnie jej długość – ledwo przykrywała mi tyłek, a niemalże
transparentny materiał ujawniał wszystko, co się pod nim znajdowało.
Dobrze, że mam koronkową bieliznę,
pomyślałam, wsuwając buty. Ich rozmiar był dobrze dopasowany.
Czułam się nieco skrępowana świadomością, że William stał po drugiej
stronie, czekając na moje wyjście. Zdmuchnęłam kosmyk włosów opadający mi na
oczy i ostrożnie wyłoniłam się zza kolorowego parawanu.
– Pokaż się, śmiało! – rzekła Carlota, odwracając się w moją stronę.
Oboje obserwowali mnie uważnie. Kobieta pokiwała głową z aprobatą, a w
jej oku pojawił się błysk.
– Długie, smukłe nogi, piękne ciało z dużym biustem. Szczupła, z lekkimi
krągłościami – wymruczała pod nosem, podchodząc do mnie.
Stałam jak słup soli, czując, że moje policzki nabierają koloru.
– Nie sądziłem, że skrywasz takie atuty – mruknął William, nie
spuszczając ze mnie wzroku.
Carlota obejrzała moje ciało z zachwytem.
– Rozpuść włosy, kochanie – poleciła. Posłusznie uwolniłam kaskadę
ciemnych włosów, które rozsypały się na plecach i klatce piersiowej. – Ach,
cudowna!
Zerknęłam na kobietę, czując ciepło na twarzy. Szkoda, że miałam
rozczarować Carlotę i Williama. Nie planowałam nigdzie występować.
– A co z tańcem i śpiewem? – zapytał William, wodząc wzrokiem po
sukience.
– Mogę coś zaśpiewać, ale nie bardzo umiem tańczyć – wymamrotałam.
– Słonko, nie będziesz śpiewać. Włączymy podkład. Najważniejszy jest
taniec. Wszystko ci pokażę.
Zdziwiłam się, że nie muszę śpiewać. Myślałam, że to właśnie na tym
polegała burleska: na pięknym tańcu i śpiewie.
– Czyli nadaje się? – zapytał William.
Obie zerknęłyśmy na niego. Carlota uśmiechała się, uwydatniając tym samym
kilka zmarszczek na swojej twarzy.
– Jak najbardziej. Musimy tylko nad nią popracować.
***
Po długiej rozmowie z Carlotą (Meksykanką, jak się później okazało),
kobieta zaproponowała mi współpracę, oferując pomoc przy występach. Nie miała
być długa. Chodziło tylko o kilka niezobowiązujących spotkań, w których trakcie
zamierzała zrobić ze mnie gwiazdę. Miałam nauczyć się czegoś więcej niż ruchów
tanecznych i zachęcania do siebie wdziękiem publiki, ale zaplanowała to na
moment tuż przed występami.
William był widocznie zachwycony tym, że uczestniczył w przedsięwzięciu
wiążącym się z moimi występami. Carlota zgodziła się na pomoc tylko ze względu
na niego.
– I jak? Dowiedziałaś się co nieco? – zapytał chłopak, kiedy wychodziliśmy
z baru.
Gdy ja omawiałam szczegóły spotkania z Carlotą, on, nie marnując okazji, zabawiał
kelnerki.
– Powiedzmy, że tak – odparłam ze sztucznym uśmiechem.
Kilka minut później pożegnaliśmy północną część miasta, ruszając w stronę
centrum.
***
– Mogę cię o coś zapytać? – przerwałam niezręczną ciszę, zerkając na Willa
kątem oka.
Chłopak prowadził samochód w skupieniu, po moim pytaniu zmarszczył nieco
brwi.
– Pytaj. Co takiego chcesz wiedzieć? Jeżeli chodzi o klub, to już ci
mówiłem. To nie takie proste… – rzucił, kręcąc głową.
Nie chciałam pytać o klub; wiedziałam, że czekała mnie długa droga, by
się tam dostać.
– Nie, nie chodzi mi o to. Chciałam spytać, czy wiesz coś na temat… – zawahałam
się, rozmyślając, czy to, o co chciałam zapytać, było rozsądne – … wampirów.
William zmarszczył się jeszcze bardziej, po czym wybuchnął śmiechem.
– Wampirów? – powtórzył. – Skąd to pytanie? Myślałam, że już zdążyłaś
poznać historyjki, które krążą po mieście.
– Słyszałam co nieco… ale bardziej interesuje mnie to, czy wampiry mogą
istnieć naprawdę. Wiem, uznasz mnie za totalną wariatkę – westchnęłam,
wywracając oczami.
William uśmiechnął się szeroko.
– Za wariatkę uznałem cię już wtedy, kiedy ściągnęłaś bluzkę i piłaś
bourbon wprost z butelki.
– O Boże. Musisz wspominać ten żenujący wieczór? – wycedziłam, na co chłopak
posłał mi wymowne spojrzenie. – To jak? Co z tym wampirami? Widziałeś, co
wypisują gazety?
– Vivian… Gazety zawsze będą chciały przyciągnąć czytelników szokującymi
tematami.
Być może była to prawda, ale to, co mnie spotkało, nie dawało mi spokoju.
– Okej, czyli jednak uważasz mnie za wariatkę – burknęłam, skrzyżowałam
ręce na piersiach i utkwiłam wzrok w widokach za oknem, by nie patrzeć na
Williama.
– Jesteś strasznie ciekawska. Ale jeżeli tak cię to interesuje, to krążą
pogłoski, że Sekretny Klub odwiedzają wampiry. Kto wie? – powiedział i się zaśmiał.
Próbowałam nie zwracać uwagi na jego żarty.
Kiedy byliśmy kilka minut drogi od ulicy, na której mieściły się nasze
posiadłości, coś dziwnego przykuło moją uwagę. Wytężyłam wzrok, mrużąc oczy.
Miałam skrytą nadzieję, że umysł płata mi figle, ale przy jednej z restauracji,
które mijaliśmy, dostrzegłam ojca. Rozkoszował się alkoholem w towarzystwie
smukłej blondynki.
– Cholera! – krzyknęłam, zaciskając pięści. William zahamował gwałtownie,
omal nie uderzając w samochód przed nami.
– Vivian! Co jest?! – rzucił równie głośno.
– Wybacz, ale będę musiała wysiąść. Zupełnie zapomniałam, że umówiłam się
tutaj z przyjaciółką. – Odpięłam pas.
Skłamałam. Nie chciałam, by Willam dowiedział się o romansie mojego ojca,
o ile miałam co do tego rację.
– Przez ciebie o mało nie przywaliłem w tamtego gościa! – krzyknął,
uderzając ręką o kierownicę. Nie wyglądał na zadowolonego; w zasadzie był
wściekły. – Mogłaś mnie chociaż uprzedzić, że będziesz chciała tutaj wyskoczyć.
– Wybacz – przeprosiłam z krzywym uśmiechem na ustach. Chciałam jakoś
załagodzić sytuację. – William, dziękuję ci za pomoc. – Musnęłam ustami jego
policzek w delikatnym pocałunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz