Następny dzień przyniósł kolejne rozmyślania, przez które nie mogłam
zasnąć. Próbowałam odespać nieprzespane godziny i zwlekłam się z łóżka dopiero
koło południa. Naciągnęłam na siebie miękki szlafrok i powłóczystym krokiem udałam
się na dół.
Ze schodów dostrzegłam ojca, który rozmawiał z kimś przez telefon. Kiedy do
moich uszu dotarły jego słowa, przystanęłam.
– … ale dzisiaj nie mogę, kochanie. Muszę zostać z rodziną. Lilian
zaczyna coś węszyć. Dobrze wiesz, Amando… – powiedział ojciec do telefonu,
spoglądając przez okno.
Otworzyłam usta ze zdumienia, zagotowało się we mnie ze złości. Miałam
ochotę wedrzeć się do salonu, zasypując go toną pytań o Amandę. Nie mogłam
uwierzyć w to, co usłyszałam.
Ojciec nie spostrzegł, że podsłuchiwałam jego rozmowę.
Musiałam podejść go sposobem. Mimo że byłam cholernie wściekła, nie
chciałam, by coś zauważył. Zamierzałam go zdemaskować. Kim była Amanda?
Po chwili zeszłam na dół. Ojciec odwrócił się na pięcie nieco
przestraszony i natychmiast zakończył rozmowę.
– Ależ mnie wystraszyłaś! Nie skradaj się tak. Myślałem, że jeszcze śpisz
– rzucił ze sztucznym uśmiechem na ustach.
Był przystojnym facetem po pięćdziesiątce. Dbał o sylwetkę i nie miał brzuszka
jak większość mężczyzn w jego wieku. Od niedawna zaczął nawet inaczej się
ubierać, co zupełnie nie wzbudziło moich podejrzeń. Ależ byłam głupia!
– Wcale się nie skradam – burknęłam pod nosem, ale ojciec doskonale
usłyszał moje słowa. – Z kim rozmawiałeś? – Nie spuszczałam wzroku z jego
twarzy, której mimika szybko się zmieniała.
– Z twoją matką – oznajmił lekko podenerwowany.
Zmrużyłam nieco oczy.
A to podły typ, pomyślałam i
zacisnęłam zęby, wciąż powstrzymując się przed wygarnięciem mu.
– I co mówiła? – zapytałam podejrzliwie.
– No wiesz, jak to ona. Jest na jakimś spotkaniu dotyczącym nowego
projektu ogrodu. W zasadzie to nie zrozumiałem, co dokładnie mówiła. Była tak
podekscytowana – odparł, uśmiechając się krzywo. Widziałam w jego oczach, że
nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Zachowywał się nienaturalnie. Kłamstwo nie
było jego mocną stroną.
– Tak, jasne – mruknęłam i wróciłam do swojego pokoju. Zupełnie straciłam
apetyt na śniadanie.
***
Słysząc klakson samochodu, zerknęłam na zegarek. Czy to już ta godzina?
Gorączkowo chwyciłam torebkę, spojrzałam w lustro i szybko naprawiłam nieład na
mojej głowie, upinając włosy. Włożyłam jasne dżinsy, po czym zbiegłam na dół, zapinając
w biegu falbaniastą bluzkę. Czułam, jak pot oblewa moje ciało. Zapomniałam się uperfumować.
Stanęłam obok drzwi i zaczęłam szperać w torebce, szukając flakonika.
Rozległ się kolejny głośny sygnał klaksonu.
– Już lecę! – rzuciłam i wywróciłam oczami. Spryskałam ciało kwiatowym
zapachem z nutą drzewa sandałowego, po czym w pośpiechu wybiegłam na zewnątrz.
William czekał na mnie obok swojego drogiego samochodu. Na jego idealnym
nosie spoczywały ciemne okulary, włosy miał postawione i widać było, że
poświęcił im dobrą chwilę. Pistacjowa koszulka polo świetnie współgrała z
beżowymi spodenkami, podkreślając kolor jego oczu. Kilkudniowy zarost dodawał
mu uroku. Mimo to nie zamierzałam powiedzieć mu żadnego komplementu. W końcu to
był William.
Chłopak uniósł kąciki ust, kiedy to zobaczył mnie zadyszaną.
Chyba przesadziłam z tymi perfumami,
pomyślałam, kaszląc.
William zaśmiał się, zerkając na mnie spod okularów.
– Jakbym wiedział, że będziesz tak wyglądać, dałbym ci jeszcze trochę
czasu – rzekł rozbawiony.
Zatrzymałam się, żeby zapiąć sandał i zmarszczyłam brwi, słysząc jego
uwagę.
– No weź! Miałeś być pół godzinę później – rzuciłam. Wtem zorientowałam
się, że mój zegarek stał w miejscu. Super. Wyszłam na kompletną idiotkę. W
dodatku nieuczesaną. – A niech to, cholerny zegarek.
Will zaśmiał się, wsiadł do samochodu i silnik ryknął, gdy go odpalił.
Ruszyliśmy, kiedy zajęłam miejsce obok Williama.
***
Droga, którą wybrał chłopak, prowadziła obrzeżami miasta. Im bardziej
oddalaliśmy się od centrum, tym bardziej zmieniała się okolica. Zwiększała się
ilość drzew oraz zagajników, częściej mijaliśmy dzikie, suche tereny. Był to
tylko przejściowy krajobraz i po jakimś czasie wyjechaliśmy z dziewiczej części
Norton Hill. Miasto zadziwiało mnie na każdym kroku.
Cały czas rozmyślałam o ojcu, który wyprowadził mnie z równowagi. Nie
mogło mu ujść na sucho, zamierzałam się tym zająć.
Jechaliśmy w milczeniu przez kilkanaście minut, podróż bardzo mi się dłużyła.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Byliśmy na drugim końcu miasta, które nie
różniło się bardzo od centrum. Nie było jednakże aż tak zatłoczone, a
przytulniejsze, ozdobione większą ilością zieleni i kwiatów.
William zatrzymał samochód w wąskiej uliczce. Gdy wysiedliśmy, gorące
powietrze buchnęło nam w twarze. Westchnęłam głośno, pragnąc wrócić do
klimatyzowanego samochodu. Słońce wisiało nisko na horyzoncie, otulając
promieniami całe Norton Hill. Było parno i duszno, przez co pożałowałam, że
założyłam długie spodnie.
Godzina osiemnasta zwiastowała zatłoczone bary i restauracje, ponieważ właśnie
o tej porze wielu mieszkańców wychodziło z domów, by odetchnąć po ciężkim dniu.
Mimo gorąca po okolicy wędrowało mnóstwo przechodniów i turystów.
– Carlota jest dzisiaj tutaj. –William wskazał palcem zatłoczony bar,
przed którym znajdowało się mnóstwo osób. Goście zajadali się przekąskami
lokalnej kuchni, popijając zimne wino bądź mocniejsze trunki.
Znajomy położył dłoń na moich plecach i gestem zaprosił do środka. Nieco się
zdziwiłam, ale posłałam mu krzywy uśmiech i weszliśmy razem do lokalu,
przedzierając się przez tłum ludzi. Za barem krzątały się trzy kelnerki. Aby je
dostrzec, musiałam wspiąć się na palce. W restauracji aż wrzało od rozmów.
Odruchowo chwyciłam Williama za ramię, podążając za nim wśród oczekujących na
stolik gości. Było naprawdę ciasno i dotarcie do lady zakrawało na wyzwanie,
lecz jakoś się nam to udało.
– Hej, Jessica! – krzyknął mój towarzysz, unosząc rękę w stronę ślicznej
kelnerki, która uśmiechnęła się od ucha do ucha na jego widok.
– Witaj, przystojniaku! – Dziewczyna przygotowywała kawę w ogromnym
ekspresie ciśnieniowym. Miała proste, czarne włosy i czarujący uśmiech. – A co
to za ślicznotkę do nas przyprowadziłeś?
William zdjął okulary i zerknął na mnie kątem oka.
– To Vivian.
– Miło mi. Jestem Jessica! – krzyknęła czarnowłosa, przekrzykując głośny
młynek, który pracował na pełnych obrotach, mieląc ziarna pachnącej kawy.
– Mnie również! – rzuciłam równie głośno. Barmanka w odpowiedzi kiwnęła
głową, dozując mleko.
– Jest Carlota? – zapytał Will.
Stałam tuż obok niego, rozglądając się po tłocznym, lecz przytulnym
miejscu. Na ścianach można było dostrzec wiele fotografii pięknych kobiet z lat
trzydziestych dwudziestego wieku.
– Tak, czeka na was. W razie czego powiedz ochroniarzowi, że jesteście
ode mnie – zakomunikowała, chwytając kubek kawy z kremową pianką.
William kiwnął głową i ponownie zanurkowaliśmy w tłumie, kierując się do wskazanego pomieszczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz