poniedziałek, 30 grudnia 2019

Rozdział 7 – Wiadomość

Beta @NinaAvdeeva <3

~*~
Taksówkarz bez słowa zawiózł mnie pod dom. Najwyraźniej nie widział tego, co zaszło kilka minut wcześniej.
Zapłaciłam za przejazd, po czym niezwłocznie udałam się do środka. Panowała tam kompletna cisza. Było już po północy, więc rodzice na pewno spali.
Zdjęłam buty, chwyciłam pudełko herbatników, które dostrzegłam w kuchni, i powędrowałam schodami na górę. Zmyłam makijaż, zdjęłam sukienkę i pomknęłam pod prysznic. Na szczęście miałam własną łazienkę, co było bardzo wygodne. Doprowadziłam ciało do porządku i w lekkiej koszuli nocnej powlokłam się do łóżka.
Zamknęłam oczy, jednak nie mogłam zasnąć. Wciąż trzęsłam się ze strachu, choć byłam bezpieczna. W mojej głowie pojawiało się wiele obrazów.
Przypomniałam sobie o artykule dotyczącym zabójstwa kobiety. Obleciał mnie strach. Czy miałam być następna?
Zastanawiałam się, jak napastnik mógł tak szybko zniknąć, ale najbardziej zaintrygowały mnie jego nadzwyczajne oczy. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. Może to soczewki?
***
Nazajutrz rano matka wtargnęła do mojego pokoju, rozsuwając zasłony i wpuszczając środka gorące promienie słońca.
– Wstawaj. Już późno, a dzisiaj niedziela – burknęła, stając przede mną ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.
Niedziela zwiastowała uroczysty obiad na mieście z rodziną. Kiedy byłam w domu, staraliśmy się praktykować tę tradycję, więc po powrocie na przerwę świąteczną, rodzice zabierali mnie na obiad czy kolację.
– Która godzina? – zapytałam, podnosząc się z łóżka.
– Już prawie jedenasta – rzuciła matka, zerkając na srebrny zegarek, i potrząsnęła burzą loków. – Zrobiłam ci pokrzepiający napój ziołowy, proszę – dodała, ściągając koc z mojego łóżka. Wręczyła mi gorący kubek pełen cuchnącej mikstury ze znikomą nutą waniliowego zapachu.
– Fuj. – Wzdrygnęłam się. – Co to do cholery jest?
– Mieszanka zdrowotnych ziół. Wypij to, proszę. Ostatnio mało jadasz, a sama kawa nie utrzyma cię przy życiu. Zioła mają wielką moc, moja droga – odparła, podtykając mi pod nos to ohydztwo. – No już, do dna.
Zrobiłam, co kazała. Zakaszlałam, kiedy poczułam w ustach gorzki smak, którego nie mogłam się pozbyć. Czułam się, jakbym znowu miała pięć lat.
***
Cały czas rozmyślałam o minionej nocy. Bałam się komukolwiek o tym powiedzieć,  zwłaszcza rodzicom, którzy przez resztę życia nie wypuściliby mnie z domu. Postanowiłam zachować to dla siebie i spróbować zapomnieć.
Nauczyło mnie to jednego: nie zamierzałam więcej samotnie plątać się po nocach.
Zeszłam na dół, gdzie matka rozmawiała z kimś przez telefon. Z jej słów wywnioskowałam, że to ojciec.
Wciąż miałam w ustach smak jej paskudztwa. Ohyda.
– Jak to cię nie będzie? – wycedziła do słuchawki matka, wymachując rękami. Krążyła po salonie, nerwowo spoglądając przez okno.
Ja w tym czasie udałam się do kuchni, by coś przekąsić. Po chwili moja rodzicielka również tam weszła, zatrzaskując za sobą drzwi. Chwyciła szklankę i nalała sobie wody.
– Co się stało? – zapytałam, spoglądając na jej podenerwowaną minę.
– Twój ojciec – rzuciła krótko przez zaciśnięte zęby. – Nie spotka się z nami. Jest w drodze na spotkanie z wydawcą – dodała, kładąc z hukiem szklankę na kamiennym blacie.
Zmarszczyłam nieco brwi. To nie było w stylu ojca. Odkąd przeprowadziliśmy się do Norton Hill, bywał bardzo rzadko w domu. Nawet już nie przesiadywał w swoim gabinecie jak dawniej. Być może zmiana otoczenia tak na niego wpłynęła, choć zazwyczaj szybko się przyzwyczajał.
– W niedzielę? – powiedziałam. – To dziwne…
– Trochę się wczoraj pokłóciliśmy, ale nie sądziłam, że ta głupia książka będzie dla niego ważniejsza niż obiad z rodziną – warknęła, potrząsając głową. Moja matka należała do nerwowych, wiecznie podminowanych osób. Na dodatek była perfekcjonistką i wszystko musiało iść po jej myśli.
– Może to ważne – mruknęłam. Nie przeszkadzało mi, że nasz coniedzielny rytuał miał się nie odbyć. Właściwie to odetchnęłam w duchu z ulgą.
– No nie wiem. Ta książka ma być jakimś hitem – obwieściła, kręcąc głową. – To co? Wybierzemy się same?
Nie miałam ochoty na spędzanie czasu z matką, ale wolałam jej nie urazić.
– A może byś tak spotkała się z panią McFeenly? Jakiś babski wypad na miasto – rzuciłam, próbując wykręcić się z lunchu.
Matka popatrzyła na mnie i zamyśliła się przez moment.
– To w zasadzie… dobry pomysł. Przyda mi się jakaś odskocznia. Zadzwonię do niej. – Oderwała się od nurtujących ją myśli i skierowała w stronę salonu. – A co z tobą? – Zatrzymała się, zerkając na mnie, gdy przeżuwałam kęs maślanego rogalika.
– Umówiłam się już ze znajomym – skłamałam.
Matka westchnęła głośno, pokręciła głową i ruszyła dalej w poszukiwaniu telefonu.
***
Następne dwie godziny spędziłam w swoim pokoju. Chciałam odpocząć i w zasadzie nie miałam nic do roboty. Sięgnęłam po laptopa i włączyłam go, żeby poszukać informacji, dotyczących burleski w Norton Hill. Niestety nie znalazłam niczego, co przykułoby moją uwagę.
Kiedy wertowałam strony internetowe, odezwał się mój telefon. Sięgnęłam po niego i spojrzałam na ekran: numer nieznany. Odczytałam wiadomość:
Dowiedziałem się czegoś  na temat naszej wczorajszej rozmowy. Spotkajmy się dziś, a opowiem ci więcej. Jared M.
Zamrugałam kilkukrotnie, uświadamiając sobie, że napisał do mnie Jared. Najwyraźniej łudził się, że jeszcze się spotkamy. Skąd miał mój numer?
Zawahałam się, nie wiedząc, czy powinnam odpisać. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o występach, a przede wszystkim o sekretnym klubie, ale nie miałam ochoty go widzieć.
Ciekawość jednak wzięła górę i postanowiłam odpowiedzieć. Po chwili chłopak przesłał mi informację o miejscu spotkania.
***
Umówiliśmy się w małej kawiarni nie więcej niż piętnaście minut pieszo od mojego domu. Na szczęście słońce wciąż wisiało wysoko na horyzoncie, więc czułam się bezpiecznie.
Miałam na sobie krótką dżinsową spódniczkę i zwiewną białą bluzkę. Włosy spięłam w niedbały kok, a na moim nosie spoczywały ciemne okulary, które zdjęłam, wchodząc do kawiarni. Rozejrzałam się za Jaredem i szybko dostrzegłam go przy stoliku obok okna. Podeszłam do chłopaka, a on uśmiechnął się, po czym rzucił:
– Hej. Cieszę się, że jednak wpadłaś.
– Cześć – mruknęłam i usiadłam naprzeciwko niego lekko speszona. Czułam się nieco niezręcznie po naszym ostatnim spotkaniu. Najwidoczniej on nic sobie z tego nie robił, bo zachowywał się tak, jakby nic się nie stało.
– Co dla ciebie? – zapytał, podnosząc kartę. Zauważyłam, że zamówił dla siebie colę z dużą ilością lodu.
– Nic, dzięki – odmówiłam. – Co chciałeś mi powiedzieć?
– Ach, tak… Wczoraj rozmawiałem ze starym znajomym, kiedy poszłaś. Ma się tutaj zjawić za chwilę – rzekł, spoglądając na moją twarz.
Poprawiłam okulary, zastanawiając się, kim był jego znajomy.
– Super – szepnęłam.
– Widzę, że wkręciłaś się w temat. – Uniósł kąciki ust i wziął łyk napoju. Wtem wychylił się nieco i pomachał do kogoś.
Odwróciłam się, a w moim polu widzenia zjawił się nie kto inny, a… William. Otwarłam usta ze zdumienia, mając nadzieję, że to nie on był starym znajomym. Powtarzałam w myślach: tylko nie on, tylko nie on…
– Nie wierzę – mruknęłam pod nosem.
Chłopak zbliżał się do nas, a ja udawałam, że go nie zauważam.
– Kogo ja widzę – odezwał się William ze sztucznym uśmiechem. Miał na sobie jasne spodenki khaki do kolan, koszulę z wywiniętymi rękawami i okulary przeciwsłoneczne.
Jared zdziwił się, spoglądając na mnie pytająco. Widocznie zauważył moje podejście do Williama.
– To wy się znacie?
– Można tak powiedzieć… – odparłam cierpko, spuszczając wzrok.
Will przywitał się z Jaredem i usiadł obok mnie.
– Witaj, Vivian. Znowu na siebie wpadamy – zauważył, a ja wywróciłam tylko oczami. Nie wierzyłam, że to właśnie William był znajomym Jareda. Nie zdziwiło mnie natomiast, że miał informacje na temat klubu.
– Cześć, Will – rzuciłam krótko, lekko naburmuszona.
– Nie spodziewałem się, że to właśnie ciebie tutaj spotkam. Od kiedy to interesują cię kluby na zaproszenie? – prychnął, przyglądając mi się uważnie.
– To zwykła ciekawość, a Jared był na tyle miły, że chciał się czegoś dla mnie dowiedzieć – rzekłam z powagą w głosie.
– To ja pójdę zamówić coś jeszcze do picia, bo został mi sam lód – odezwał się Jared, mieszając kostki lodu w szklance.
– Weź przy okazji coś zimnego dla mnie. Vivian też się napije, byleby nie Krwawą Mary – zakomunikował William.

Pokręciłam głową i kiedy Jared poszedł po napoje, obrzuciłam go wrogim spojrzeniem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz