Za korektę pięknie dziękuję Nina Avdeeva. <3
~*~
Pospiesznie wróciłam do
domu, jednak zajęło mi to więcej czasu, niż zakładałam. Zgubiłam się w połowie
drogi i pomyliłam osiedla, lecz skutkowało to stratą zaledwie kilku minut. W
domu natknęłam się na matkę, z którą odbyłam nieprzyjemną rozmowę o tym, że ja –
jako szanująca się kobieta – nie powinnam była wracać z nowo poznanym mężczyzną
o tak późnej porze. Postarałam się z nią nie kłócić i znieść jej histeryczne
kazania.
Zostało mi jeszcze trochę
czasu, by przygotować się do wyjścia na imprezę, ale nie miałam pojęcia, w co
powinnam się ubrać. Wtedy to przypomniałam sobie o wiadomościach, które dostałam
od Jo. Sięgnęłam po telefon i wyszukałam konwersację z przyjaciółką. Wysłała mi
adres i napisała, bym założyła coś eleganckiego, ale i nadającego się na wyjście
do klubu.
Otworzyłam sporą szafę i
omiotłam wzrokiem wiszące w niej ubrania. Z trudem wyjęłam spomiędzy
poupychanych ciasno ciuchów czarną, krótką, odsłaniającą plecy sukienkę na
cienkich ramiączkach z głębokim dekoltem. Uznałam, że wpisuje się w to, o czym
pisała Jo.
Do sukienki musiałam
dobrać buty, których mi nie brakowało. Pokaźna kolekcja zawierała obuwie na
każdą możliwą okazję, chociaż zazwyczaj i tak inaczej nie mogłam na nic się
zdecydować. I tym razem dobranie odpowiedniej pary okazało się problemem. W
końcu znalazłam sandałki na wysokim obcasie wiązane do kostek cienkimi
paseczkami. Klasyka sama w sobie. Postawiłam na mocniejszy niż na co dzień
makijaż. Rzęsy mocno wytuszowałam, oczy podkreśliłam metalicznym cieniem, a
usta obrysowałam konturówką i wypełniłam bordową szminką. Całość zwieńczyłam rozpuszczonymi
włosami. Spakowałam telefon do małej torebki z najpotrzebniejszymi rzeczami. Po
dwóch godzinach byłam gotowa do wyjścia.
Zamówiłam taksówkę na
godzinę ósmą, lecz kiedy wychodziłam z domu, czekała na mnie już od dobrych
paru minut. Zaklęłam pod nosem, zerkając na zegar na ścianie, gdy ostrożnie
schodziłam na parter w wysokich szpilkach.
Cholerne buty, pomyślałam.
W salonie siedziała
samotnie moja rodzicielka zajęta czytaniem gazety przy lampce wina.
– Tylko wróć o
przyzwoitej porze – mruknęła, nie wystawiając nosa znad lektury. – I uważaj na
siebie. Piszą tutaj o dziwnym zabójstwie. Kobieta została zamordowana przez…
zwierzę. A myślałam, że w tak dużym mieście nie da się ich spotkać dziko –
dodała, spoglądając na mnie.
Wywróciłam oczami. Matka
zawsze histeryzowała i wciąż traktowała mnie jak małą dziewczynkę.
– Jasne. Przecież zawsze
na siebie uważam. Nie wierz we wszystko, co tam przeczytasz. Wychodzę z Jo –
zakomunikowałam.
– Możesz wziąć mój
samochód.
– Już zamówiłam taksówkę
– odparłam i pospiesznym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia.
Na podjeździe stała
taksówka, a w niej kierowca w średnim wieku, który po raz kolejny zatrąbił.
Przecież idę, pomyślałam podirytowana i pomknęłam do samochodu.
Podałam kierowcy adres,
pod który zamierzałam i rozsiadłam się na tylnym siedzeniu. On zerkał na mnie w
lusterku jawnie zainteresowany. Jechaliśmy jakieś dwadzieścia minut. Gdy tylko
taksówkarz się zatrzymał, zapłaciłam należytą kwotę i opuściłam pojazd.
Rozejrzałam się po
okolicy. Było bardzo tłoczno i gwarnie, wokoło pałętało się pełno ludzi,
słychać było muzykę, a w powietrzu unosił się zapach dymu tytoniowego.
Poprawiłam sukienkę, rozglądając się za Jocelyn. Po chwili dostrzegłam
rudowłosą przyjaciółkę w towarzystwie pięciu wystrojonych osób. Czworo z nich
zdążyłam już poznać, nie znałam tylko jednego chłopaka. Jo machała do mnie z
daleka jak opętana. Podniosłam rękę i z uśmiechem na ustach podeszłam do nich.
– Viv! Ale się wystroiłaś
– rzuciła Jo, wytrzeszczając oczy i lustrując mnie od stóp do głów.
– Ty też nieźle wyglądasz
– mruknęłam i uściskałam przyjaciółkę.
Jo miała na sobie
obcisłą, szmaragdową sukienkę z lekkim dekoltem i sandały na koturnie. Obok
niej stało trzech chłopaków, a tuż za nimi dwie brunetki, Agnes i Susan.
Przywitałam się ze wszystkimi po kolei, zatrzymując przy chłopaku, którego
widziałam po raz pierwszy.
– My chyba się nie znamy
– zauważyłam, taksując wzrokiem ciemnookiego
bruneta w skórzanej ramonesce.
– Masz rację. Jestem
Jared Montgomery – przedstawił się, podając mi dłoń.
– Vivian Davis – rzuciłam
krótko, ściskając lekko rękę chłopaka. Czułam na sobie oczy Tommy’ego i Simona,
którzy próbowali gapić się na mnie ukradkiem. Spojrzenia Agnes i Susan pełne
były zawiści, choć starały się ją kamuflować uroczymi uśmiechami.
– Davis? Masz nazwisko pewnego
pisarza – rzucił Jared.
Zaśmiałam się mimowolnie.
– Bo to mój ojciec. Skąd
go znasz? Czytasz romanse?
– Ależ skąd. To moja
matka jest wierną fanką – powiedział, kręcąc głową.
– Dokąd ruszamy? – zagaił
widocznie podekscytowany Simon, zacierając ręce.
Staliśmy pomiędzy dwoma
restauracjami, z których dochodziły przyjemne zapachy i głośne rozmowy. Miasto
tętniło życiem. Wydawało się, że ludzie opuszczali swoje mieszkania właśnie po
zmroku, kiedy to gorące słońce kładło się spać i oddawało niebo księżycowi.
Tommy chwycił mnie pod
rękę i pociągnął do przodu. Jo zachichotała i posłała Simonowi zalotne
spojrzenie, które chłopak odwzajemnił. Najwidoczniej coś było między nimi na
rzeczy.
Wolnym krokiem wszyscy
udaliśmy się w stronę wyróżniającego się ostrym światłem i neonowym banerem
klubu, który mieścił się na końcu alejki. Agnes i Susan szły na końcu, szepcząc
między sobą. Czułam, że to ja jestem tematem ich rozmowy, choć były dla mnie
zaskakująco miłe.
Tommy wciąż trzymał mnie
za ramię, co było dość dziwne, ale nie pozwalał sobie na więcej. Ustawiliśmy
się w rosnącej kolejce i po kilkunastu minutach byliśmy już w środku. Oczywiście
nie obyłoby się bez rezerwacji, którą na szczęście zrobił Tommy.
Wewnątrz klub nie
wyglądał jak te, w których bywałam do tej pory. Był elegancki, pełen luster i
klimatycznych świateł. Urządzony w stylu retro, z dużym, magicznie oświetlonym
barem. Na końcu sali dostrzegłam maleńką scenę, na którą padało światło ujawniające
statyw mikrofonu. Urokliwe miejsce wypełniała subtelna muzyka w klimacie lat
sześćdziesiątych. Klub zachwycił mnie swoim tajemniczym urokiem.
– To jak, co pijesz? –
zapytał mnie Tommy, przekrzykując muzykę. Przypomniał mi się alkoholowy
incydent minionego wieczoru. Tę imprezę zamierzałam zapamiętać i nie upić się
jak kretynka.
– Jak na razie tylko
tonik – powiedziałam dość głośno.
Chłopak zmarszczył brwi.
– Chyba żartujesz. Zaraz
przyniosę ci coś dobrego – rzucił i zniknął, sunąc w kierunku baru.
– Bawimy się, Viv! – zawołała
Jo, chwytając Simona za rękę, żeby pociągnąć go za sobą. Patrzyłam, jak
przyjaciółka wkręca się w wir imprezy, a Agnes i Susan znikają z kimś znajomym.
Ja i Jared zostaliśmy sami.
– Tylko tonik? Podobno
lepiej smakuje z ginem – odezwał się chłopak. Staliśmy tuż obok dużego lustra,
opierając się o wysoki stolik. Wszędzie pełno było ludzi, którzy korzystali z
życia, bawiąc się, tańcząc, popijając różnego rodzaju trunki i rozmawiając.
– Nie tym razem –
powiedziałam, zbliżając usta do jego ucha, by mógł mnie usłyszeć.
– Dlaczego? To dobra
okazja, by trochę poszaleć. Mamy gorące lato, dwa miesiące do roku akademickiego.
Wciąż nie było ani śladu
Tommy’ego, więc rozejrzałam się badawczo.
– Niby tak, ale ostatnio
trochę przesadziłam – wyznałam i przygryzłam dolną wargę, przypominając sobie
opowieści Williama.
– Rozumiem. Ale może dasz
się namówić na chociaż jeden koktajl? – zapytał.
Tylko nie Krwawa Mary, pomyślałam, mając w głowie wspomnienia zeszłej nocy.
– Tommy chyba gdzieś
zaginął – kontynuował. – Chodź, poszukamy go, a przy okazji zamówię coś dla
nas.
– Okej, niech ci będzie. –
Nie chciałam ponownie zaufać żadnemu chłopakowi, gdyż bałam się, że znowu urwie
mi się film.
Koniec z podejrzanymi trunkami, powiedziałam sobie w duchu.
Podeszliśmy do pokaźnego
baru, obok którego stało wiele osób i sączyło różne napoje. Przesunęłam
wzrokiem po sali, a moją uwagę przykuła ponownie niewielka scena.
– Spodziewamy się dzisiaj
jakieś występu? – zapytałam Jareda, który przywoływał właśnie barmana. Chłopak odwrócił
się do mnie i zerknął na mój dekolt, lecz momentalnie przeniósł wzrok na twarz.
– Wydaje mi się, że tak.
To klub z minipokazami.
– Pokazami? Czego? –
rzuciłam, nie kryjąc zainteresowania.
– Burleski –
odpowiedział, unosząc brew z uśmiechem. – Ale nie ma na co liczyć. Tutaj
zazwyczaj występują tylko grube madonny – dodał, wywracając oczami, a rękami
nakreślił w powietrzu sylwetkę pulchnej kobiety.
Pokręcił przecząco głową,
spojrzał w kierunku barmana i zamówił dwa razy gin z tonikiem.
– Norton Hill od zawsze
było słynne z burleski, ale obecnie to porażka. Ludzie narzekają, zwłaszcza
faceci, chociaż słyszałem o jednym klubie, do którego potrzeba specjalnego
zaproszenia lub ktoś musi cię tam zabrać. Wiesz, takie „speakeasy” –
powiedział, odbierając od barmana dwa drinki.
Wtedy pojawił się Tommy z
koktajlami w ręku.
– No świetnie, widzę, że
już zaopatrzyłaś się w alkohol – oznajmił z nutą ironii, na co Jared szturchnął
go w ramię.
– Stary, dziewczyna
umierała z pragnienia, a ty zostawiłeś ją samą – powiedział, wręczając mi
szklankę.
– A ty musiałeś zgrywać
bohatera – burknął drugi, kręcąc głową.
– Dajcie spokój –
powiedziałam i się zaśmiałam.
– Gdzie reszta? – zapytał
Tommy, rozglądając się za pozostałymi. Jo z Simonem tańczyli na parkiecie, a
Agnes i Susan siedziały w towarzystwie dwóch starszych mężczyzn, którzy widocznie
dobierali się do nich.
– Jakoś rozpłynęli się tu
i tam – mruknął Jared. Tommy wywrócił tylko oczami.
– Zatańczymy? –
zaproponował Tommy.
Nie miałam ochoty na
żadne tańce, zwłaszcza w tej sukience. Gdybym zrobiła jakikolwiek szybszy ruch,
mój biust wyskoczyłby niczym z procy. Musiałam odmówić.
– Nie, dzięki. Nie mam jakoś
ochoty – odparłam, upijając łyk ze swojej szklanki. Tommy wciąż trzymał dwa
koktajle w ręku. Postawił jeden z nich na barze, drugi wypił do dna.
– Jak chcesz. Ja idę się
zabawić – rzucił zawiedziony moją odmową i ruszył w głąb tłumu. Jared
przewrócił oczami.
– To powiesz mi coś
więcej na temat tego tajnego klubu? – wypaliłam. Zaciekawił mnie temat lokali
na zaproszenie. Musiały być naprawdę tajemnicze, a otwarte tylko dla wybranych.
– Widzę, że
zainteresowało cię to. – Zaśmiał się. – Chodź, usiądziemy tam i porozmawiamy.
Wskazał na maleńki,
okrągły stolik, umiejscowiony w kącie.
~*~
Aut. Jesteśmy już po 5 rozdziale. :) Co sądzicie? Akcja powolutku się rozkręca. Obecnie mam już napisane sporo rozdziałów, więc powinny pojawiać się systematycznie. Zapraszam do do komentowania. :) Niedawno ruszyłam z nowym blogiem Grzeszne Sumienia. Kto jeszcze nie zna, to zapraszam. Trochę w innym stylu, o więzieniu, zemście i tajemnicach. [klik]
No i powoli idziemy z akcją do przodu. Zaciekawiła mnie postać Jareda. Wydaje mi się, że może mieć coś wspólnego z tym tajemniczym klubem. A może też wampirami? Choć dotychczas obstawiałam, że to raczej William jest wampirem. a może obaj są? Cóż, już nie mogę się doczekać, kiedy dowiemy się więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Violin
Co do Williama, to wszystko w swoim czasie :P
UsuńNie chcę wiele zdradzać na jego temat i postaram się stopniowo uchylać rąbka tajemnicy ;p
Dzięki za komentarz!
Pozdrawiam również :)