niedziela, 17 listopada 2019

Rozdział 5 – Speakeasy

Za korektę pięknie dziękuję Nina Avdeeva. <3

~*~
Pospiesznie wróciłam do domu, jednak zajęło mi to więcej czasu, niż zakładałam. Zgubiłam się w połowie drogi i pomyliłam osiedla, lecz skutkowało to stratą zaledwie kilku minut. W domu natknęłam się na matkę, z którą odbyłam nieprzyjemną rozmowę o tym, że ja – jako szanująca się kobieta – nie powinnam była wracać z nowo poznanym mężczyzną o tak późnej porze. Postarałam się z nią nie kłócić i znieść jej histeryczne kazania.
Zostało mi jeszcze trochę czasu, by przygotować się do wyjścia na imprezę, ale nie miałam pojęcia, w co powinnam się ubrać. Wtedy to przypomniałam sobie o wiadomościach, które dostałam od Jo. Sięgnęłam po telefon i wyszukałam konwersację z przyjaciółką. Wysłała mi adres i napisała, bym założyła coś eleganckiego, ale i nadającego się na wyjście do klubu.
Otworzyłam sporą szafę i omiotłam wzrokiem wiszące w niej ubrania. Z trudem wyjęłam spomiędzy poupychanych ciasno ciuchów czarną, krótką, odsłaniającą plecy sukienkę na cienkich ramiączkach z głębokim dekoltem. Uznałam, że wpisuje się w to, o czym pisała Jo.
Do sukienki musiałam dobrać buty, których mi nie brakowało. Pokaźna kolekcja zawierała obuwie na każdą możliwą okazję, chociaż zazwyczaj i tak inaczej nie mogłam na nic się zdecydować. I tym razem dobranie odpowiedniej pary okazało się problemem. W końcu znalazłam sandałki na wysokim obcasie wiązane do kostek cienkimi paseczkami. Klasyka sama w sobie. Postawiłam na mocniejszy niż na co dzień makijaż. Rzęsy mocno wytuszowałam, oczy podkreśliłam metalicznym cieniem, a usta obrysowałam konturówką i wypełniłam bordową szminką. Całość zwieńczyłam rozpuszczonymi włosami. Spakowałam telefon do małej torebki z najpotrzebniejszymi rzeczami. Po dwóch godzinach byłam gotowa do wyjścia.
Zamówiłam taksówkę na godzinę ósmą, lecz kiedy wychodziłam z domu, czekała na mnie już od dobrych paru minut. Zaklęłam pod nosem, zerkając na zegar na ścianie, gdy ostrożnie schodziłam na parter w wysokich szpilkach.
Cholerne buty, pomyślałam.
W salonie siedziała samotnie moja rodzicielka zajęta czytaniem gazety przy lampce wina.
– Tylko wróć o przyzwoitej porze – mruknęła, nie wystawiając nosa znad lektury. – I uważaj na siebie. Piszą tutaj o dziwnym zabójstwie. Kobieta została zamordowana przez… zwierzę. A myślałam, że w tak dużym mieście nie da się ich spotkać dziko – dodała, spoglądając na mnie.
Wywróciłam oczami. Matka zawsze histeryzowała i wciąż traktowała mnie jak małą dziewczynkę.
– Jasne. Przecież zawsze na siebie uważam. Nie wierz we wszystko, co tam przeczytasz. Wychodzę z Jo – zakomunikowałam.
– Możesz wziąć mój samochód.
– Już zamówiłam taksówkę – odparłam i pospiesznym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia.
Na podjeździe stała taksówka, a w niej kierowca w średnim wieku, który po raz kolejny zatrąbił.
Przecież idę, pomyślałam podirytowana i pomknęłam do samochodu.
Podałam kierowcy adres, pod który zamierzałam i rozsiadłam się na tylnym siedzeniu. On zerkał na mnie w lusterku jawnie zainteresowany. Jechaliśmy jakieś dwadzieścia minut. Gdy tylko taksówkarz się zatrzymał, zapłaciłam należytą kwotę i opuściłam pojazd.
Rozejrzałam się po okolicy. Było bardzo tłoczno i gwarnie, wokoło pałętało się pełno ludzi, słychać było muzykę, a w powietrzu unosił się zapach dymu tytoniowego. Poprawiłam sukienkę, rozglądając się za Jocelyn. Po chwili dostrzegłam rudowłosą przyjaciółkę w towarzystwie pięciu wystrojonych osób. Czworo z nich zdążyłam już poznać, nie znałam tylko jednego chłopaka. Jo machała do mnie z daleka jak opętana. Podniosłam rękę i z uśmiechem na ustach podeszłam do nich.
– Viv! Ale się wystroiłaś – rzuciła Jo, wytrzeszczając oczy i lustrując mnie od stóp do głów.
– Ty też nieźle wyglądasz – mruknęłam i uściskałam przyjaciółkę.
Jo miała na sobie obcisłą, szmaragdową sukienkę z lekkim dekoltem i sandały na koturnie. Obok niej stało trzech chłopaków, a tuż za nimi dwie brunetki, Agnes i Susan. Przywitałam się ze wszystkimi po kolei, zatrzymując przy chłopaku, którego widziałam po raz pierwszy.
– My chyba się nie znamy – zauważyłam,  taksując wzrokiem ciemnookiego bruneta w skórzanej ramonesce.
– Masz rację. Jestem Jared Montgomery – przedstawił się, podając mi dłoń.
– Vivian Davis – rzuciłam krótko, ściskając lekko rękę chłopaka. Czułam na sobie oczy Tommy’ego i Simona, którzy próbowali gapić się na mnie ukradkiem. Spojrzenia Agnes i Susan pełne były zawiści, choć starały się ją kamuflować uroczymi uśmiechami.
– Davis? Masz nazwisko pewnego pisarza – rzucił Jared.
Zaśmiałam się mimowolnie.
– Bo to mój ojciec. Skąd go znasz? Czytasz romanse?
– Ależ skąd. To moja matka jest wierną fanką – powiedział, kręcąc głową.
– Dokąd ruszamy? – zagaił widocznie podekscytowany Simon, zacierając ręce.
Staliśmy pomiędzy dwoma restauracjami, z których dochodziły przyjemne zapachy i głośne rozmowy. Miasto tętniło życiem. Wydawało się, że ludzie opuszczali swoje mieszkania właśnie po zmroku, kiedy to gorące słońce kładło się spać i oddawało niebo księżycowi.
Tommy chwycił mnie pod rękę i pociągnął do przodu. Jo zachichotała i posłała Simonowi zalotne spojrzenie, które chłopak odwzajemnił. Najwidoczniej coś było między nimi na rzeczy.
Wolnym krokiem wszyscy udaliśmy się w stronę wyróżniającego się ostrym światłem i neonowym banerem klubu, który mieścił się na końcu alejki. Agnes i Susan szły na końcu, szepcząc między sobą. Czułam, że to ja jestem tematem ich rozmowy, choć były dla mnie zaskakująco miłe.
Tommy wciąż trzymał mnie za ramię, co było dość dziwne, ale nie pozwalał sobie na więcej. Ustawiliśmy się w rosnącej kolejce i po kilkunastu minutach byliśmy już w środku. Oczywiście nie obyłoby się bez rezerwacji, którą na szczęście zrobił Tommy.
Wewnątrz klub nie wyglądał jak te, w których bywałam do tej pory. Był elegancki, pełen luster i klimatycznych świateł. Urządzony w stylu retro, z dużym, magicznie oświetlonym barem. Na końcu sali dostrzegłam maleńką scenę, na którą padało światło ujawniające statyw mikrofonu. Urokliwe miejsce wypełniała subtelna muzyka w klimacie lat sześćdziesiątych. Klub zachwycił mnie swoim tajemniczym urokiem.
– To jak, co pijesz? – zapytał mnie Tommy, przekrzykując muzykę. Przypomniał mi się alkoholowy incydent minionego wieczoru. Tę imprezę zamierzałam zapamiętać i nie upić się jak kretynka.
– Jak na razie tylko tonik – powiedziałam dość głośno.
Chłopak zmarszczył brwi.
– Chyba żartujesz. Zaraz przyniosę ci coś dobrego – rzucił i zniknął, sunąc w kierunku baru.
– Bawimy się, Viv! – zawołała Jo, chwytając Simona za rękę, żeby pociągnąć go za sobą. Patrzyłam, jak przyjaciółka wkręca się w wir imprezy, a Agnes i Susan znikają z kimś znajomym. Ja i Jared zostaliśmy sami.
– Tylko tonik? Podobno lepiej smakuje z ginem – odezwał się chłopak. Staliśmy tuż obok dużego lustra, opierając się o wysoki stolik. Wszędzie pełno było ludzi, którzy korzystali z życia, bawiąc się, tańcząc, popijając różnego rodzaju trunki i rozmawiając.
– Nie tym razem – powiedziałam, zbliżając usta do jego ucha, by mógł mnie usłyszeć.
– Dlaczego? To dobra okazja, by trochę poszaleć. Mamy gorące lato, dwa miesiące do roku akademickiego.
Wciąż nie było ani śladu Tommy’ego, więc rozejrzałam się badawczo.
– Niby tak, ale ostatnio trochę przesadziłam – wyznałam i przygryzłam dolną wargę, przypominając sobie opowieści Williama.
– Rozumiem. Ale może dasz się namówić na chociaż jeden koktajl? – zapytał.
Tylko nie Krwawa Mary, pomyślałam, mając w głowie wspomnienia zeszłej nocy.
– Tommy chyba gdzieś zaginął – kontynuował. – Chodź, poszukamy go, a przy okazji zamówię coś dla nas.
– Okej, niech ci będzie. – Nie chciałam ponownie zaufać żadnemu chłopakowi, gdyż bałam się, że znowu urwie mi się film.
Koniec z podejrzanymi trunkami, powiedziałam sobie w duchu.
Podeszliśmy do pokaźnego baru, obok którego stało wiele osób i sączyło różne napoje. Przesunęłam wzrokiem po sali, a moją uwagę przykuła ponownie niewielka scena.
– Spodziewamy się dzisiaj jakieś występu? – zapytałam Jareda, który przywoływał właśnie barmana. Chłopak odwrócił się do mnie i zerknął na mój dekolt, lecz momentalnie przeniósł wzrok na twarz.
– Wydaje mi się, że tak. To klub z minipokazami.
– Pokazami? Czego? – rzuciłam, nie kryjąc zainteresowania.
– Burleski – odpowiedział, unosząc brew z uśmiechem. – Ale nie ma na co liczyć. Tutaj zazwyczaj występują tylko grube madonny – dodał, wywracając oczami, a rękami nakreślił w powietrzu sylwetkę pulchnej kobiety.
– A więc nic specjalnego?
Pokręcił przecząco głową, spojrzał w kierunku barmana i zamówił dwa razy gin z tonikiem.
– Norton Hill od zawsze było słynne z burleski, ale obecnie to porażka. Ludzie narzekają, zwłaszcza faceci, chociaż słyszałem o jednym klubie, do którego potrzeba specjalnego zaproszenia lub ktoś musi cię tam zabrać. Wiesz, takie „speakeasy” – powiedział, odbierając od barmana dwa drinki.
Wtedy pojawił się Tommy z koktajlami w ręku.
– No świetnie, widzę, że już zaopatrzyłaś się w alkohol – oznajmił z nutą ironii, na co Jared szturchnął go w ramię.
– Stary, dziewczyna umierała z pragnienia, a ty zostawiłeś ją samą – powiedział, wręczając mi szklankę.
– A ty musiałeś zgrywać bohatera – burknął drugi, kręcąc głową.
– Dajcie spokój – powiedziałam i się zaśmiałam.
– Gdzie reszta? – zapytał Tommy, rozglądając się za pozostałymi. Jo z Simonem tańczyli na parkiecie, a Agnes i Susan siedziały w towarzystwie dwóch starszych mężczyzn, którzy widocznie dobierali się do nich.
– Jakoś rozpłynęli się tu i tam – mruknął Jared. Tommy wywrócił tylko oczami.
– Zatańczymy? – zaproponował Tommy.
Nie miałam ochoty na żadne tańce, zwłaszcza w tej sukience. Gdybym zrobiła jakikolwiek szybszy ruch, mój biust wyskoczyłby niczym z procy. Musiałam odmówić.
– Nie, dzięki. Nie mam jakoś ochoty – odparłam, upijając łyk ze swojej szklanki. Tommy wciąż trzymał dwa koktajle w ręku. Postawił jeden z nich na barze, drugi wypił do dna.
– Jak chcesz. Ja idę się zabawić – rzucił zawiedziony moją odmową i ruszył w głąb tłumu. Jared przewrócił oczami.
– To powiesz mi coś więcej na temat tego tajnego klubu? – wypaliłam. Zaciekawił mnie temat lokali na zaproszenie. Musiały być naprawdę tajemnicze, a otwarte tylko dla wybranych.
– Widzę, że zainteresowało cię to. – Zaśmiał się. – Chodź, usiądziemy tam i porozmawiamy.
Wskazał na maleńki, okrągły stolik, umiejscowiony w kącie.

~*~
Aut. Jesteśmy już po 5 rozdziale. :) Co sądzicie? Akcja powolutku się rozkręca. Obecnie mam już napisane sporo rozdziałów, więc powinny pojawiać się systematycznie. Zapraszam do do komentowania. :) Niedawno ruszyłam z nowym blogiem Grzeszne Sumienia. Kto jeszcze nie zna, to zapraszam. Trochę w innym stylu, o więzieniu, zemście i tajemnicach. [klik]

2 komentarze:

  1. No i powoli idziemy z akcją do przodu. Zaciekawiła mnie postać Jareda. Wydaje mi się, że może mieć coś wspólnego z tym tajemniczym klubem. A może też wampirami? Choć dotychczas obstawiałam, że to raczej William jest wampirem. a może obaj są? Cóż, już nie mogę się doczekać, kiedy dowiemy się więcej.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Williama, to wszystko w swoim czasie :P
      Nie chcę wiele zdradzać na jego temat i postaram się stopniowo uchylać rąbka tajemnicy ;p
      Dzięki za komentarz!
      Pozdrawiam również :)

      Usuń