Beta Nina Avdeeva. Dziękuję <3
~*~
Obudziłam się kolejnego
dnia wpółprzytomna. Otworzyłam oczy, powieki zdawały się ważyć z tonę.
Kompletnie zaschło mi w gardle, a usta spierzchły. Zadrżałam z zimna i
naciągnęłam na siebie grubą kołdrę. Wtedy to zorientowałam się, że tak naprawdę
nie pamiętałam, jak znalazłam się w moim pokoju
Próbowałam przypomnieć
sobie miniony wieczór. Spędziłam go w towarzystwie rodziców i nowo poznanych
sąsiadów, lecz później film mi się urwał i nie miałam pojęcia, co tak naprawdę
się ze mną stało. Zrzuciłam kołdrę, zerkając na swoje ubranie. Leżałam w samej
bieliźnie, czułam pozostałości makijażu na twarzy. Zerknęłam na poduszkę, która
umazana była czarnym tuszem.
No świetnie, pomyślałam.
Nadal jednak nie mogłam
sobie przypomnieć niczego, co działo się po wyjściu z przyjęcia.
Otrząsnęłam się i
energicznie wstałam z łóżka, udając się do lustra, aby się w nim przejrzeć. Zobaczyłam
sfatygowaną dziewczynę z pozostałościami makijażu, nieświeżymi włosami sterczącymi
na wszystkie strony świata, ubraną w kusą bieliznę.
Pospiesznie wygładziłam
włosy i zaczęłam poszukiwać wzrokiem szlafroka. Wtedy to natknęłam się na coś,
co nie należało do mnie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Na krześle tuż
obok lustra leżała biała koszula. Ostrożnie ją chwyciłam, podnosząc do góry. Obejrzałam
dokładnie przedmiot pewna, że nie należał on do mnie. Była to typowa, klasyczna
męska koszula. Przeraziłam się nieco i natychmiast spojrzałam na łóżko. Serce
podskoczyło mi do gardła i zamarłam na moment.
Co ja takiego zrobiłam
zeszłej nocy?
Zaczęłam wyobrażać sobie
najgorsze scenariusze. Ponownie wzięłam do ręki ubranie, zastanawiając się, do
kogo należało. Sęk w tym, iż dzień wcześniej na spotkaniu u sąsiadów wszyscy
mężczyźni postawili na klasykę. Było ich trzech: mój ojciec, James i… William.
Starałam się nie
panikować i ochłonąć. Przecież na pewno nie zrobiłam nic złego. Zaścieliłam
łóżko, wnikliwie je oglądając. Nie śmiałam zapytać rodziców o poprzedni
wieczór. Bałam się zejść na dół i stanąć z nimi twarzą w twarz w obawie przed
dziwnymi pytaniami, na które mogłam nie znać odpowiedzi. Schowałam koszulę do
szafy, by ukryć ją przed rodzicami i samą sobą.
Doprowadziłam się do
normalnego stanu, usuwając makijaż z twarzy, biorąc prysznic i zakładając
normalne ubranie. Głód i pragnienie dawały mi się we znaki, więc ostrożnie
otworzyłam drzwi pokoju i nasłuchiwałam, czy aby rodzice krzątają się po domu.
Nie usłyszałam żadnych dźwięków, więc bezszelestnie zeszłam na dół i udałam się
w kierunku kuchni. Kiedy minęłam próg pomieszczenia, do salonu wszedł ojciec.
– Ach, to ty. Myślałem,
że twoja mama już wróciła. To w zasadzie dobrze, bo ja też zaraz wychodzę –
wymamrotał i sprawdził godzinę na zegarku. W ręku trzymał kubek kawy. – Zobacz,
uruchomiłem ekspres.
Odetchnęłam z ulgą, gdy
nie zadał mi żadnego podejrzanego pytania o wczorajszy wieczór. Zdziwiłam się
nieco, ponieważ ojciec ostatnimi czasy wychodził często. Być może w
poszukiwaniu weny, która po latach go zaczynała opuszczać.
– To ona gdzieś poszła? –
zapytałam lekko zaskoczona i przeczesałam wilgotne włosy.
– Jest sobota. Pojechała
gdzieś z tymi swoimi znajomymi – mruknął i wywrócił oczami. – Ale nie myśl, że
nie wiem, o której wróciłaś. Pogroził mi palcem, lecz wcale się tym nie
przejęłam. Mój ojciec nie należał do surowych osób i jeszcze kiedy byłam małą
dziewczynką, słabo wychodziło mu nakładanie na mnie szlabanów.
– Przecież nie mam
piętnastu lat, tato – powiedziałam. W zasadzie to nie miałam pojęcia, o której
wróciłam, ale ta odpowiedź wydawała się neutralna.
Tata popatrzył na mnie,
marszcząc czoło.
– Wiem, ale martwię się o
ciebie, choć ten młody McFeenly wygląda na porządnego człowieka – obwieścił,
kiwając głową.
Czyli jednak spędziłam
wieczór albo i całą noc z Williamem. Przełknęłam gorączkowo ślinę i bez słowa
udałam się do kuchni w poszukiwaniu butelki wody.
***
Mieliśmy sobotę – dzień
imprezy z Jocelyn i jej przyjaciółmi. Zupełnie o tym zapomniałam, ale Jo nie
omieszkała mi przypomnieć, wysyłając mnóstwo wiadomości dotyczących mojego
ubioru na sobotni wieczór.
Chwyciłam się za głowę i
rzuciłam na łóżko. Odłożyłam telefon. Nie miałam ochoty odpisywać przyjaciółce,
a tym bardziej iść na imprezę. Postanowiłam wybrać się na spacer i przewietrzyć
się nieco, zanim przygotuję się na wieczorne wyjście.
Wyszłam z domu i po
kilkunastu minutach drogi zatrzymałam się w małej kafejce, którą Jo pokazała mi
ostatnim razem. Usiadłam przy stoliku, położyłam torbę i odetchnęłam z ulgą.
Przywołałam kelnera, który błyskawicznie do mnie podszedł pełen entuzjazmu. Gdy
na niego spoglądałam, chciałam, żeby zaraził mnie tym pozytywnym nastawieniem.
– Dzień dobry! Witamy w
naszym bistro. Czego pani sobie życzy? Czy mogę coś polecić? – zapytał niski
mężczyzna w niebieskim gustownym fartuszku z postawionymi na żelu włosami.
Wyglądał dobrze, lecz jego głos przyprawiał o dreszcze. Był piskliwy i ostry,
jakby trzydziestoletni facet nie przeszedł jeszcze mutacji. – Polecam cudowny
omlet francuski z szynką na późne śniadanie bądź przepyszną kaczkę z owocami.
Spojrzałam na niego z
lekkim niesmakiem, po czym zerknęłam do menu, które mi wręczył.
Za dużo żelu na tych tłustych włosach, pomyślałam i się skrzywiłam.
– Dziękuję, ale jestem
wegetarianką, sam pan rozumie. Poproszę sałatkę owocową i dużą porcję soku. A
do tego litr wody mineralnej – rzekłam, a dziwny kelner uniósł jedną brew,
zapisał coś w swoim notatniku i udał się w stronę zaplecza z uniesioną ku górze
głową.
Podparłam głowę ręką,
zakrywając oczy i niemalże położyłam się na stoliku.
Podniosłam wzrok dopiero,
gdy zauważyłam chłopaka, który stanął tuż przede mną. Zamrugałam kilkakrotnie i
wyprostowałam się gwałtownie, rozpoznając w nim Williama.
– Nie spodziewałem się
ciebie tutaj. Coś źle wyglądasz. Jak się czujesz po wczorajszym? – spytał mnie,
a ja wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia i osłupiałam. Czułam, jak moje policzki
zaczynały płonąć.
– Słucham? Zaraz, zaraz…
Po jakim wczorajszym? Chyba czegoś tutaj nie rozumiem – wypaliłam.
– Nie mów, że nic nie
pamiętasz. – Zaśmiał się, jednak zauważył, że mi wcale nie było do śmiechu.
Przysiadł się do mojego stolika, a uśmiech zniknął mu z twarzy. Próbowałam na
niego nie patrzeć. – A więc ty naprawdę nic nie pamiętasz. – Zerknął na mnie
spod wachlarza rzęs, gdy ja skrzyżowałam ręce na piersiach i patrzyłam na niego
gniewnie.
– Niby co mam pamiętać?
Byłam wczoraj na kolacji u twoich rodziców, a później piliśmy drinki. –
Przygryzłam lekko wargę, czując się, jak kompletna idiotka. – Czego mi dolałeś
do tych cholernych drinków?! – wybuchłam, powstrzymując się od krzyku.
– Więc jednak nie wiesz,
co wydarzyło się później…
– Mów, czego mi dolałeś i
co się wydarzyło – rzuciłam przez zaciśnięte zęby, wymachując rękami i
zbliżając się do niego na odległość kilku cali. Na szczęście w restauracji nie
było wielu osób, więc nikt nie skarżył się na moje zachowanie.
– Dziewczyno, chyba
alkohol ci nie służy – mruknął, uśmiechając się.
Co takiego? Alkohol mi
nie służy? Co za palant będzie mi mówił takie rzeczy?
– Niczego ci nie wlałem.
Najwidoczniej za dużo wypiłaś…
– Jasne!
– Uspokój się, to
wszystko ci opowiem. Wczoraj byłaś o wiele milsza, bez względu na to, ile
wypiłaś – obwieścił, a mnie zamurowało.
A więc to prawda? To
dlatego męczył mnie taki kac. To tłumaczyłoby moje pragnienie, ale nadal nie
wiedziałam wszystkiego na temat ubiegłego wieczoru.
– Czy ty mówisz serio? –
spytałam, a on kiwnął głową. – Cholera, co ja znów narobiłam? – mruknęłam pod
nosem. Nie było mi wcale do śmiechu. Nie dość, że byłam skołowana, to jeszcze
nie wiedziałam, co mam o tym myśleć.
– Już mówię… Wszystko
przez Krwawą Mary albo ten nieszczęsny sok. Sam nie czułem się najlepiej, ale
ty uparłaś się na kolejną rundę, a później następną. Dobrze, że nikt nas nie
widział. Zaczęliśmy spacerować, potem krzyczałaś coś wniebogłosy i bawiłaś się
zapalniczką. Miałaś w ręku dużą ilość papierosów… – zaczął.
Wpatrywałam się w niego i
wsłuchiwałam we wszystko, co mówił. Było mi cholernie głupio i czułam się
okropnie. Co za wstyd! Jak mogłam zrobić z siebie takie pośmiewisko? Bywało ze
mną źle, ale nie aż tak, by upijać się w towarzystwie nieznajomego faceta.
– O Boże… – Schowałam
twarz w dłoniach.
– …które rozrzucałaś
wszędzie. Kazałaś mi przynieść bourbon. W sumie to nie wiem, ile wypiliśmy. –
Zaśmiał się ponownie, ukazując rząd białych zębów.
Zamurowało mnie totalnie.
Spoglądałam na niego zdezorientowana. Uśmiechał się i najwidoczniej bawiła go
ta cała sytuacja, ale ja miałam ochotę zaszyć się gdzieś albo zapaść głęboko
pod ziemię. No cóż… Z jego perspektywy musiało to wyglądać naprawdę zabawnie,
ale ja czułam się upokorzona.
– Cholera jasna. Totalna
ze mnie idiotka – powiedziałam cicho, odkrywając oczy.
– Mało tego. Ściągnęłaś z
siebie bluzkę i rzuciłaś ją wprost we mnie. Dałem ci moją koszulę i
odprowadziłem jakoś do domu, by ludzie nie pomyśleli sobie czegoś dziwnego.
Dobrze, że twoi rodzice już spali.
– A więc to była twoja
koszula… – wymamrotałam, kiwając głową. – Mogłeś mi oszczędzić tych szczegółów.
Czuję się jeszcze gorzej niż wcześniej! Co mi w ogóle strzeliło do głowy?!
– Daj spokój. Po prostu
za dużo wypiłaś i tyle. Zdarza się. Nic na to nie poradzisz. A co do koszuli,
to jeśli już nie jest ci potrzebna, chciałbym ją kiedyś odzyskać. – Uśmiechnął
się ponownie. Ciągle się uśmiechał! Miał naprawdę niezwykły uśmiech, ale teraz
to mnie po prostu drażniło.
– Zdarza się? Cholera, co
ty mówisz? Wyszłam na kompletną kretynkę i wariatkę w jednym! – krzyknęłam, aż
kelner, który się zbliżał, wzdrygnął się i szybko położył moją sałatkę oraz
sok, aby błyskawicznie oddalić się bez słowa.
– Vivian, spokojnie...
Nieźle się bawiłem, widząc cię w tej bieliźnie. – Zaśmiał się już któryś raz z
kolei i przeszył spojrzeniem moje ciało.
Walnęłam go torbą w
głowę, po czym wyciągnęłam z niej portfel. Zapłaciłam rachunek i skierowałam
się do wyjścia, zostawiając go z moim nieruszonym śniadaniem. Kiedy zauważyłam,
że szedł za mną, przyspieszyłam kroku i wyszłam bezzwłocznie z restauracji.
Will pobiegł za mną i chwycił mnie za rękę.
– Vivian, poczekaj.
Przepraszam. W sumie to nie mam zbytnio za co przepraszać, ale przepraszam. Za
to ty powinnaś mi podziękować, bo mogłabyś gorzej trafić. Byłaś bardzo śmiała
zeszłej nocy, ale nie zamierzałem wykorzystać faktu, że kompletnie się upiłaś –
rzekł z dosadną powagą.
Spiorunowałam go
wzrokiem.
– Jakoś dałabym sobie
radę. Skąd mam wiedzieć, czy mówisz prawdę? Niczego nie pamiętam – obwieściłam
z nutą ironii w głosie i odwróciłam się na pięcie, ruszając przed siebie.
– Tak, jasne – syknął.
– Spier… Odczep się –
szepnęłam, spoglądając na jego ponurą minę. Odwróciłam się i zaczęłam oddalać,
zerkając na ludzi, których mijałam.
– A co z moją koszulą? – wrzasnął,
wymachując rękami, kiedy znalazłam się już kilka metrów przed nim.
– Aż tak ci na niej zależy?
W takim razie wyślę ci ją pocztą! – odpowiedziałam i nadąsana, a zarazem
cholernie głodna udałam się w kierunku domu.
Z góry dziękuję za każdy motywujący komentarz. To wiele dla mnie znaczy i dodaje mi siły do działania. :) Pozdrowionka dla tych, którzy dotrwali do końca.Edit. Zapraszam na moje drugie opowiadanie, gdzie pojawił się prolog.
grzeszne-sumienia
Cześć! Przeczytałam już wczoraj, ale przybywał dopiero dzisiaj. Czas potrafi być strasznie wkurzający.
OdpowiedzUsuńMała uwaga na początek. Chyba w niektórych miejscach pozjadało Ci pauzy.
Ale ogólnie, to cieszę się, że udało Ci się dodać rozdział wcześniej. Bo czekałam z niecierpliwością na pojawienie się Williama.
I szczerze? Nie zawiodłam się. Szacun dla niego, że nie zdecydował się wykorzystać Vivian, gdy była pijana, choć przecież miał taką możliwość. Może i jest złym chłopcem w skórze arystokraty, ale ma jakiś kodeks moralny. Fajny jest po prostu. Więc mam nadzieję, że Vivian jakoś przebaczy mu tą dziwną noc.
W ogóle się jej za to nie dziwię, że była zdezorientowana. Kto by nie był? Budzi się w samej bieliźnie, a na krześle znajduje koszule obcego faceta. I jeszcze nie pamięta poprzedniej nocy! No ja bym chyba zeszła na zawał. I jeszcze to, że rodzice mogli wszystko widzieć. Ciekawe, jakby zareagowali, gdyby poznali prawdę.
O, ale czyżby Vivian miała skłonności do głupich zachowań po alkoholu? Nie ona pierwsza i nie jedyna, ale przez to może być ciekawie.
Rozmowa Vivien z Williamem rozwaliła trochę system. Na zasadzie, wiem, że na razie między nimi nic nie ma, ale i tak są uroczy, gdy się kłócę. Chcę więcej kłótni!
A, i też czekam na wampiry. Dobry krwiopijca nie jest zły xd
Adios!
Violin
Właśnie kombinowałam z kodami na blogu i coś czcionka mi się rozjechała... :/ Będę musiała to jakoś naprawić.
UsuńDzięki wielkie za komentarz i cieszę się, że Ci się podobało. :) Na wampiry trzeba będzie troszkę poczekać :D
Pozdrowionka ;)
Witam :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały, więc wypadałoby coś naskrobać...
Może zacznę od szablonu, jest po prostu piękny i aż chce się czytać, jak się na niego patrzy.
Jeśli chodzi o błędy to wyłapałam parę powtórzeń, ale były to jakieś pojedyńcze przypadki, nie psuły radochy z czytania.
Dużym plusem jest Twój styl, jest bardzo leciutki i po prostu płynie się przez wszystkie rozdziały.
Muszę się przyznać, że kiedy przeczytałam o zbuntowanej nastolatce, na którą gapi się każdy facet, która nosi topy i jest wegatarianką, włączył mi się alarm i to wcale nie dlatego, że nie mam coś przeciwko topom, wegetariankom (sama nią jestem :D) czy pięknym bohaterkom opowiadań, po prostu moje pierwsze skojarzenie z tymi skumulowanymi cechami to Mary Sue. W sumie to dopiero 4 rozdział, więc kto wie, może się mylę haha
Jeśli chodzi o resztę postaci to wydaje mi się, że ich charaktery są bardziej lub mniej "przerysowane" (a przynajmniej takie odnoszę wrażenie, szczególnie dobrze widać to na charakterze mamy głównej bohaterki). To brzmi jakbym narzekała, ale wręcz przeciwnie, przerysowane w dobrym sensie. Jak dla mnie, dobrze komponuje się to ze stylem opowiadania, nadaje fajnego charakteru tekstowi oraz stwarza duże pole do popisów jeśli chodzi o zabawne sceny.
Jeśli chodzi o Willa, intrygujący. Po prostu lubię gościa (a kto by go nie lubił?) :D
Ojciec Vivian, co tu dużo mówić, typowy artysta i tyle xd
Matka, naprawdę ją lubię, rozczula mnie jakoś czasami, jakkolwiek dziwnie to brzmi haha
Hm, podsumowując jest lekko i przyjemnie, podoba mi się, zostaję na dłużej ;)
Dziękuję bardzo za poświęcony czas i komentarz <3
UsuńBłędy są, zdaję sobie z tego sprawę, ale opowiadanie jest w trakcie korekty, więc jakoś wkrótce będzie zaktualizowane. Jak na razie tylko prolog i rozdział pierwszy są poprawione.
Matka bohaterki faktycznie jest przerysowana :P ale taki był zamiar, bo wzorowałam się na kimś realnym. :D ale zyska na bliższym poznaniu z biegiem rozdziałów, myślę.
Jeśli chodzi o Williama, to chciałam, żeby jednak przyciągał swoją tajemniczością :D
Dziękuję za miły komentarz jeszcze raz, to bardzo motywuje :)
Pozdrawiam ciepło!
E no, co ta Viv taka sztywna? Nic nadzwyczajnego nie zrobiła po pijaku. Widziałam gorsze rzeczy, a ludzie się śmiali z tego co odstawili xD hehe, panna chyba za bardzo nie umie się zdystansować. Gdyby jeszcze grono odbiorców było większe, możnaby się powstydzic, ale jeden facet, w dodatku na poziomie?
OdpowiedzUsuńI to ona powinna przeprosić, nie on. Hehe
Dla niej to już było upokarzające :D
UsuńByć może powinna przeprosić, ale Vivian ma charakterek i raczej nie będzie przepraszać ;p