poniedziałek, 30 września 2019

Rozdział 1 – Norton Hill

Beta Nina Avdeeva. Pięknie dziękuję <3


grafika dynasty and gif
2 tygodnie wcześniej
Zbiegłam po schodach i udałam się z ostatnią walizką do salonu. Oparłam ją obok dużej torby, po czym westchnęłam głośno. Powędrowałam ostatni raz do swojego pokoju, by sprawdzić, czy aby czegoś nie zapomniałam. Przeszukałam wszystkie półki, szuflady i dwie szafy. Znalazłam tylko stare zdjęcie z moim byłym chłopakiem, ale błyskawicznie podarłam je i ruszyłam z porwaną fotografią do kuchni, gdzie matka krzątała się jeszcze, wyliczając na głos rzeczy, żeby o niczym nie zapomnieć.
– ... i ten porcelanowy komplet od Rosalie, kryształową wazę. Ach, no i jeszcze wszystkie przetwory ze spiżarni. George, gdzie jesteś? Musimy spakować jeszcze te zioła... – mamrotała z przejęciem, niemalże biegając po kuchni. Zerknęła na mnie i na resztki zdjęcia, które miałam w ręku.
– Tak, to było zdjęcie z Joshem – odparłam, uprzedzając jej pytania.
– Jeszcze nie wyrzuciłaś tych zdjęć? Już dawno powinnaś to zrobić. Nie możesz ciągle użalać się nad sobą. Wiem, że dopiero co zerwaliście, ale musisz wziąć się w garść – wycedziła, obrzucając mnie piorunującym spojrzeniem.
– Ale czy ja się użalam nad sobą? To tylko głupie zdjęcie, które zresztą zaraz wyląduje w koszu.
– Uspokój się, kobieto, bo słychać cię aż do sąsiadów! – rzucił ojciec, który nieoczekiwanie zjawił się w progu. – Daj jej spokój – dodał. W dłoni trzymał paczkę papierosów, w powietrzu unosił się zapach tytoniu, który zawsze kojarzył mi się z ojcem.
– Prosiłam cię tyle razy, byś już nie palił. Przeprowadzamy się i nie chcę, by nasz nowy dom cuchnął tym okropieństwem – powiedziała przez zaciśnięte zęby, ostrożnie pakując porcelanowy komplet do pudła.
Przewróciłam oczami, wyrzuciłam resztki zdjęcia do kosza i zerknęłam na ojca, który podobnie jak ja miał dość porannej paplaniny matki.
– Tak, tak. Dobrze wiesz, że nie przestanę palić. A teraz powiedz mi, co mam jeszcze zapakować? Większość rzeczy zostawimy tutaj. Po południu ekipa wszystko nam dowiezie. Już do nich dzwoniłem – odparł, spoglądając na matkę, a następnie wziął się za moje walizki. Podbiegłam do niego i pomogłam mu, po czym zapakowaliśmy wszystko do samochodu.
– Wszystko? – spytałam.
– Raczej tak. Jeszcze tylko zapakować twoją matkę do pudła, zakleić jej usta taśmą i możemy ruszać – rzucił, unosząc kącik ust. Pokręciłam głową i zaśmiałam się, po czym poprawiłam okulary przeciwsłoneczne, które lekko zsunęły mi się z nosa. Ojciec zawsze potrafił wszystko obrócić w żart.
Zerknęłam na główne wejście, gdzie matka w krótkiej sukience i butach na obcasie siłowała się z walizką dwa razy większą od niej. Ojciec ruszył jej na ratunek.
Po jakimś czasie byliśmy już w drodze do San Diego.
Nigdy nie lubiłam przeprowadzek, a zdarzyło mi się już kilku doświadczyć w swoim życiu. Wszystko przez to, że ojciec był pisarzem i potrzebował ciągłych zmian otoczenia. Dla matki nigdy nie był to problem, byleby nasz nowy dom był większy od poprzedniego i miał duży ogród. Ona i tak nie miała wielu przyjaciół, z którymi utrzymywałaby bliższe relacje, a zawsze twierdziła, że to możliwość poznania nowych osób.
Ojciec był wiecznie zapracowany, zajęty pisaniem i pochłonięty książkami. W swoim gabinecie potrafił przesiadywać miesiącami, a wychodził tylko na wspólne obiady. Zdarzyło mu się nawet spędzać tam noce. Matka jak zwykle burzyła się o palenie i pisanie, ale to dzięki jego pracy mogliśmy pozwolić sobie na piękny, duży dom z ogrodem czy drogi samochód. Był sławnym autorem, który zajmował się głównie pisaniem romansów, ale szczerze mówiąc, nigdy nie czytałam jego książek ani nie rozmawiałam z nim o tym. Raz tylko powiedział mi, że to coś więcej niż słowa, to jego drugie życie, które jest prawdziwsze od tego realnego. Nie zrozumiałam, o co tak naprawdę mu chodziło, ale wydawało mi się, że kochał bardziej swoje historie niż matkę. Często zastanawiałam się, skąd czerpał inspirację i pomysły na wydanie tylu książek, chociaż po dłuższych rozmyślaniach nie chciałam tego wiedzieć.
Matka natomiast żyła w swoim świecie, projektując ogrody. Nikt nigdy nie pytał mnie o zdanie, jeśli chodzi o przeprowadzkę, a to dlatego, że podczas roku akademickiego mieszkałam w domu studenckim. Na święta i letnie wakacje wracałam do domu, gdzie miałam swój własny pokój. Jedyną pozytywną rzeczą w całej przeprowadzce do Norton Hill był fakt, że miałam tam znajomą ze studiów, z którą miałam bardzo dobry kontakt. Rodzice na początku nie mogli się pogodzić z tym, iż nie bywałam często w domu, ale z czasem musieli to zaakceptować.
– Daleko jeszcze? – zamruczałam, przeciągając się na tylnym siedzeniu. Matka odwróciła się do mnie i zmarszczyła brwi. Nie miała pojęcia, że po przyjeździe miałam spotkać się Jo, która zaproponowała kawę i oprowadzanie po okolicy.
– Nie marudź, Vivian. Już prawie jesteśmy na miejscu – powiedziała i poprawiła swoje jasne loki, które opadały jej na twarz. Przewróciłam oczami i zerknęłam przez okno. Wiszące wysoko na horyzoncie słońce zwiastowało kolejny upalny dzień lata.
– Dokładnie. Już jesteśmy – rzekł ojciec, parkując samochód na szerokim podjeździe.
– Nareszcie w domu! – zaćwierkała matka. Na jej twarzy malował się szeroki uśmiech na widok pokaźnego ogrodu, który naprawdę robił wrażenie. Zresztą sama zadbała o każdy detal i zajęła się projektowaniem. Ojciec również wydawał się jakby zdumiony. Ostatni raz byli tutaj kilka dni przed moim przyjazdem, by dokończyć ostatnie prace. Ja widziałam efekt po raz pierwszy.
Wysiadłam z samochodu i założyłam okulary przeciwsłoneczne, by zobaczyć cokolwiek przez oślepiające promienie słońca. Matka popędziła w kierunku ogrodu, a ojciec zajął się wypakowywaniem bagażu.
– I jak ci się podoba? Większość rzeczy jest już w środku. A tutaj są klucze – powiedział, po czym wyciągnął je z kieszeni i mi wręczył.
– Jest naprawdę pięknie – odparłam i ruszyłam w stronę wejścia.
Kilkustopniowe schody prowadziły na niewielki ganek podtrzymywany przez dwie potężne kolumny. Wszystko było utrzymane w jasnych, ciepłych kolorach, tak jak zapamiętałam. Nie sądziłam, że tak spodoba mi się to miejsce. Weszłam do środka i ujrzałam ogromny salon, który sama urządziłam. Od razu udałam się schodami na górę, gdzie mieścił się mój pokój. Na szczęście wszystkie moje stare rzeczy odnalazły swoje miejsce, co bardzo mnie ucieszyło.
Kilka godzin po żmudnym wypakowywaniu pudeł z samochodu w końcu mogłam odetchnąć. Rzuciłam się na moje ukochane wielkie łóżko i odrzuciłam ciemne włosy. Chwila sielanka nie trwała długo, gdyż przerwał ją dźwięk telefonu. Zerwałam się szybko i odnalazłam torbę, którą wcześniej rzuciłam obok szafy. Zanurkowałam ręką w jej głąb, po czym wyjęłam komórkę i odebrałam.
– Halo – wymruczałam. Usłyszałam głośny pisk, więc odsunęłam telefon od ucha. – Dlaczego tak wrzeszczysz, wariatko? – Od razu rozpoznałam ten charakterystyczny, radosny wrzask.
– Widziałam wcześniej samochód twojego ojca. Jesteście już?! – zaćwierkała podekscytowana Jo. Uśmiechnęłam się do siebie i wróciłam do leżakowania z telefonem przyciśniętym do ucha.
– Od jakichś dwóch godzin – mruknęłam i się zaśmiałam. – To kiedy zamierzasz pokazać mi miasto? – dodałam ochoczo. Byłam bardzo ciekawa nowego miejsca i chciałam jak najszybciej poznać okolicę.
Jo była energiczną dziewczyną i miała wielu znajomych w różnych częściach Stanów, ale to Norton Hill było jej rodzinnym miastem.
– Zbieraj się, kochana. Będę za pół godziny pod twoim domem, odwiedzimy kilka ciekawych miejsc. Ach, no i muszę przedstawić cię moim znajomym. Powinnaś ich koniecznie poznać.
– Okej, świetnie. To do zobaczenia!
– Pa! – rzuciła Jo i się rozłączyła.
Energicznie zsunęłam się z łóżka, a następnie ruszyłam do nierozpakowanej walizki, która stała obok wejścia. Miałam tylko trzydzieści minut, by znaleźć coś odpowiedniego na wyjście. Zwykle nie przywiązywałam wielkiej wagi do mojego ubioru, ale potrafiłam porządnie się wystroić, kiedy wymagała tego okazja.
Na dnie walizki odnalazłam potargane, króciutkie szorty i biały top z dekoltem. Podeszłam do stojącego obok szafy lustra i się przejrzałam. Poprawiłam włosy, a następnie upięłam je w niedbały kok. Byłam gotowa do wyjścia. Wzięłam torbę, zbiegłam po schodach na dół. W salonie zastałam matkę z jakąś kobietą – rozmawiały, plotkowały i najwidoczniej już dobrze się znały, ale ja widziałam tę twarz po raz pierwszy. Uniosłam nieco brwi i przystanęłam na moment.
– O, a to właśnie jest nasza urocza Vivian – oznajmiła matka, gdy mnie zauważyła. Kobieta siedząca obok niej wydawała się znajdować w podobnym wieku, co zdradziły lekkie zmarszczki, uwydatnione gdy delikatnie uśmiechnęła się na mój widok. Miała długie czarne włosy opadające na ramiona i piękne duże oczy, które dostrzegłam z daleka.
– Witaj, Vivian. Mam na imię Elizabeth. Bardzo miło mi cię poznać. Twoja mama wiele opowiadała mi o tobie i muszę przyznać, że jesteś jeszcze piękniejsza, niż opisywała – powiedziała bardzo powoli, dobierając każde słowo z wielką starannością.
– Naprawdę miło mi poznać – odpowiedziałam lekko spłoszona. Nie chciałam nawiązywać dłuższej rozmowy, bo umówiłam się z Jo, lecz ta spóźniała się jak zwykle.
– Zapewne będziemy się często spotykać, bo mieszkamy po sąsiedzku – rzekła równie spokojnie kobieta i spojrzała na moją matkę.
– Na pewno, Elizabeth – wtrąciła się matka z uprzejmym śmiechem.– Musisz poznać Charlesa i Victorię, dzieci państwa McFeenly – zwróciła się do mnie.
– Bardzo chętnie, ale niestety nie dzisiaj. Czekam na Jo, wychodzimy dziś razem – powiedziałam, spoglądając przez okno w poszukiwaniu przyjaciółki.
– Ale jak to? Wychodzisz? – zapytała oburzona matka. Pani McFeenly położyła dłoń na jej ramieniu i powiedziała:
– Uważam, że powinnaś dać jej wolny wieczór, Lilian. Dobrze, aby poznała miasto. Latem to naprawdę rozrywkowe miejsce. Ach, prawie bym zapomniała. Chciałabym was zaprosić jutro do nas na kolację. Sąsiedzi przecież powinni poznać się bliżej.
– To świetnie – pisnęła matka. – Na pewno przyjdziemy, prawda Vivian? – zwróciła się do mnie.
– Tak, tak. Bardzo chętnie. Dziękujemy za zaproszenie – mruknęłam bez namysłu i prawie nie byłam świadoma, że zgodziłam się pójść na sztywną kolacyjkę do sąsiadów. Bardziej skupiłam się na machającej do mnie z oddali Jo.
– Fantastycznie – obwieściła Elizabeth.
– Ja już niestety muszę iść. Jo właśnie przyszła. Wrócę o... jeszcze nie wiem o której – rzuciłam. Zapomniałam, że byłam w domu i musiałam spowiadać się z każdego wyjścia.
Wybiegłam prędko na ganek, gdzie czekała już na mnie Jo.
– Vivian! – dobiegał mnie zza pleców głos matki, ale udałam, że jej nie dosłyszałam.
– Hej, piękna – krzyknęła Jo i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Odwzajemniłam uśmiech, po czym uścisnęłam rudą przyjaciółkę. Była nieco niższa ode mnie, więc musiała wspiąć się na palce, by dorównać mi wzrostem. Jej włosy sięgały obojczyków i jak zwykle były rozpuszczone. Na nosie miała okulary przeciwsłoneczne, więc nie mogłam zobaczyć jej niebieskich oczu.
– Cześć, rudzielcu – odpowiedziałam.
Ruszyłyśmy przed siebie, przechodząc przez ogród.
– No i jak? Gotowa by świętować?
– Ale co świętować?
– No jak to co? Twoją przeprowadzkę i to, że w końcu się opamiętałaś, zrywając z tym idiotą – wycedziła, wchodząc do taksówki, która czekała na podjeździe.

– Ach, no tak – powiedziałam i dołączyłam do niej.

~*~

Aut. I mamy rozdział pierwszy. Mogą zdarzyć się ewentualne błędy. Akcja powoli będzie nabierać tempa, więc proszę o cierpliwość :) Ja zazwyczaj wszystko rozwlekam, więc raczej nie należy spodziewać się wielkiego napięcia w pierwszych rozdziałach ;p 

Edit. 09.11.2019 r. dzięki uprzejmości Niny Avdeeva z bloga Korekta Mephisto, która skorygowała rozdział.

5 komentarzy:

  1. I oto jestem.
    Przebrnęłam przez pierwszy odcinek i smutek mnie ogarnął gdy okazało sie, że nicw nim tak naprawdę nie ma. Dobrze, że napisałaś na końcu, że to może trochę potrwać.
    Tak, znalazłam parę błędów, w tym ten najbardziej rzucający się w oczyczyli dywiz. Uzylas go w dialogach, a powinnaś pauzy lub polpauzy. Dywiz to łącznik wyrazów jak np.: Bielsko-Biała. Drugi blad to, że kontynuujesz treść po dialogu, zamiast rozpocząć nowy akapit.

    Mam nadzieję, że w kolejnych odcinkach będzie coś ciekawego, bo na razie to zdecydowanie wygrywa prolog.

    Ps. Czemu w 90% opowiadań dziewczyny ubierają top? I zawsze jest biały lub czarny? 🤔

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam akurat tendencję do rozwlekania akcji, więc wybacz, że tak też się dzieje w tym opowiadaniu.
      Co do dywiz, to akurat jakoś łatwiej pisać mi ze zwykłymi pauzami, bo często publikuję z telefonu. Ale faktycznie, może powinnam to zmienić. Jeśli chodzi o dialogi, to zawsze miałam kłopot z ich zapisem. No cóż, być może powinnam się rozejrzeć za jakąś betą.

      Co do topów, to napisałam tak, bo sama jestem ich zwolennikiem :P no nie wiem. To taka klasyka chyba ;D
      Dzięki za komentarz

      Usuń
  2. Ja też piszę z telefonu lub tabletu, że więc wiem jak to z tymi dywizami łatwiej, bo jednak motywuje się i zmieniam :D

    Ja bety nie mam tylko się doskonale sama, ale nie jest łatwo, ale ale czytam swój tekst każdorazowo i jakoś tak powoli idzie do przodu. A dialogi kiedyś się naprawia w :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, to jednak będę musiała znaleźć trochę czasu na to i ja :D

      Usuń
  3. Spokojnie, twoje rozwlekanie jest bardzo przyjemnym rozwlekaniem w porównaniu do tego, co ja sama robię, u mnie to już podobno patologia xD To dobrze, że zaczyna się tak normalnie, powoli - jest szansa, by lepiej poznać bohaterów, wczuć się w akcję. Ja lubię takie wstępy, bardziej zachęcają mnie do czytania dalej, niż rzucenie w pędzącą fabułę już od pierwszych zdań. Chętnie będę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń