piątek, 3 lipca 2020

Rozdział 18 – Czarny atłas, swing i zasady


Beta @NinaAvdeeva <3
~*~

– Pijesz zioła czy sobie wstrzykujesz? – zapytał szybko Will.
– Co? – zapytałam.
Powróciła do mnie we wspomnieniach rozmowa z matką, w której wyjaśniała właściwości heliotropu peruwiańskiego. Zamyśliłam się na moment, po czym kiwnęłam głową w odpowiedzi. William nawet na mnie nie spojrzał. Prowadził w milczeniu, a ja zastanawiałam się, co powiedziała mu Victoria. Czasami trudno było mi rozszyfrować jego myśli. Otaczała go aura tajemniczości, co podobało mi się w nim najbardziej.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – wypaliłam w końcu.
Uzmysłowiwszy sobie, kim był naprawdę, poczułam się niepewnie. Za każdym razem, gdy spoglądałam na jego twarz, przypominało mi się, że jest wampirem. Mimo to nie zmieniłam o nim zdania.
– A jak myślisz? – Zaśmiał się gorzko.
– No nie wiem. Czekałeś na odpowiedni moment? – zadrwiłam.
Zaśmiał się głośno i, wyjąwszy z kieszeni niewielką paczkę papierosów, rzucił ją w moim kierunku.
– Chyba nie zamierzasz tutaj palić. – Zmarszczyłam brwi. – Matka zabije mnie, jeśli poczuje ten zapach. Nie ma mowy.
– Jak tam chcesz. – Westchnął głośno.
– Powiesz mi w końcu, dlaczego to wszystko ukrywałeś?
Kilka minut po tym, jak opuściliśmy centrum, zatrzymaliśmy się na jakimś odludziu. W oddali dostrzegałam znajomy park, w którym byłam jakiś czas temu. Do mojej głowy napłynęły wspomnienia.
– Dlaczego się zatrzymaliśmy? – spytałam z wyczuwalną nutą przerażenia w głosie.
Gdy natrafiam wzrokiem na miejsce, w którym leżał Jared, moje serce zaczęło szybciej bić, a ciało ogarnął chłód.
William zgasił silnik, a następnie z kieszeni wyjął szeroką, czarną, atłasową wstążkę. W mojej głowie pojawiły się najgorsze scenariusze. Kątem oka zlokalizowałam klamkę, bym mogła jak najszybciej uciec w razie konieczności. Gdy przypomniałam sobie, że nie dysponuję najlepszym obuwiem do biegania, po raz pierwszy, odkąd przebywałam w towarzystwie Williama, ogarnął mnie lekki strach.
– Twoje serce łomocze jak opętane. – Spojrzał na moją unoszącą się klatkę piersiową. – Boisz się, Vivian?
A jakże. Nerwowo przełykałam ślinę, próbując uspokoić oddech i szalone bicie serca. Czego miałam się spodziewać po wampirze? Coś przyszło mi na myśl – miał tyle okazji, by zrobić mi krzywdę, jednak dotychczas nie uczynił tego.
– Nie – skłamałam, czując, jak czerwienieją mi uszy. – Ale nie czuję się komfortowo. Zamierzasz mnie tym udusić, żeby było śmieszniej? – Wskazałam czarny kawałek materiału.
Wampir roześmiał się, owijając sobie wstążkę wokół palca. Czułam na sobie jego palący wzrok.
– Faktycznie, byłoby ciekawie. Ale nie, nie chcę cię udusić, Davis. Chcę zawiązać ci oczy.
Odetchnęłam w duchu z ulgą, choć nie do końca wiedziałam, co miało to znaczyć. Zawiązane oczy? O Boże, czy on miał na myśli…
– Seks w samochodzie? Stać cię na coś więcej, Will. Nie jestem zwolenniczką ciasnych pomieszczeń.
Odwróciłam głowę. Usłyszałam tylko perlisty śmiech, przez co spojrzałam na niego ponownie.
– Za bardzo się cenisz. Myślisz, że o to mi chodzi? – odparł spokojnie. Uśmiech nie znikał z jego twarzy. Przeczesał włosy, kręcąc głową.
Poczułam się nieco zawstydzona. Nie byłam dla niego dość dobra czy o co chodziło?
– A więc niczego już nie rozumiem.
 – Klub jest dla wtajemniczonych. Będę musiał zawiązać ci oczy, byś mogła do niego wejść. Niestety takie są zasady dla nowych gości.
– Acha – pisnęłam cicho.
Ależ ze mnie idiotka, pomyślałam.
– Tylko uważaj na makijaż – dodałam półszeptem, opierając się o fotel.
Już niczego więcej nie chciałam mówić. Zgodziłam się na zawiązanie oczu, choć nie wiedziałam, czego się spodziewać po Williamie. Postanowiłam mu zaufać, mimo że wciąż przerażała mnie jego prawdziwa tożsamość.
Wysiedliśmy z samochodu. William zrobił, jak powiedział, po czym poczęstował mnie subtelnym pocałunkiem w policzek. Nie spodziewałam się tego. Poczułam bijący od niego chłód, a moja twarz się zarumieniła. Zawstydzona opuściłam głowę. Nie byłam w stanie niczego zobaczyć, ale pozostałe zmysły zaczęły się momentalnie wyostrzać, przez co delikatny pocałunek przyprawił mnie o lekkie dreszcze. Coś dziwnego wypełniło mnie od środka, po czym zaraz zniknęło.
– Będziemy musieli zostawić tutaj samochód. Nie chcesz mieć kłopotów, które mogłyby wyniknąć, gdyby ktoś go zauważył. To dość hermetyczna społeczność. Wszystko wyjaśnię ci później. Na razie bądź cicho, ktoś po nas przyjedzie.
– Cholera, William. Naprawdę zaczynam się bać, a zarazem mam wrażenie, że to jakiś żart. Zaraz się okaże, że zaprowadzisz mnie do jakiegoś czerwonego pokoju, co? – zadrwiłam, przypominając sobie popularną książkę, na której punkcie wszyscy oprócz mnie mieli bzika.
– Vivian… Proszę cię, nie utrudniaj – rzekł półszeptem.
Nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Nie wiedziałam, czy uśmiechał się, czy był podenerwowany. Niczego nie widziałam. Jego głos był zupełnie naturalny, ale to, że nie mogłam spojrzeć na rozmówcę, było bardzo niekomfortowe.
– Okej, będę cicho – powiedziałam z głośnym westchnięciem.
Kilka minut później do moich uszu dotarł jakiś dźwięk. Ktoś zbliżał się do nas. Nie mogłam niczego zobaczyć, chciałam zedrzeć opaskę z oczu i dowiedzieć się, co tak naprawdę miało miejsce, ale William dołożył starań, by materiał utrzymywał się na mojej twarzy. Żadna próba zdjęcia jej, która przychodziła mi do głowy, nie zapowiadała dobrych efektów. Biorąc pod uwagę, że mogłam zostać posiłkiem, nie zamierzałam ryzykować potwierdzenia swojej teorii.
Usłyszałam stukanie o chodnik. Podejrzewałam, że zmierzają w naszą stronę dwie osoby. Starałam się zachowywać w sposób naturalny, mimo że z zawiązanymi oczami musiałam wyglądać jak totalna wariatka.
Nieznajomi pokonali dzielącą nas odległość i zatrzymali się, aby powitać Williama. Ku swojemu rozczarowaniu nie usłyszałam żadnych głosów. Stukot jednej pary butów wskazywał na kobietę. Miałam nadzieję, że nie była nią Victoria, ponieważ nie miałam ochoty przebywać w jej otoczeniu.
Wciąż stałam nieruchomo, czekając na jakiekolwiek wskazówki ze strony Willa. Czułam się głupio, że dałam się wpakować w coś takiego. Zapewne całość musiała wyglądać koniecznie, ale skoro takie były zasady, nie miałam wyjścia.
Parę minut później do moich uszu dobiegł dźwięk silnika samochodowego. William ujął mnie za rękę i wsiedliśmy do pojazdu, który sprawiał wrażenie przestronnego. W milczeniu pokonywaliśmy przez kilka minut drogę.
Samochód zatrzymał się nagle, a dwójka pasażerów opuściła nas. Nie miałam pojęcia, co tak naprawdę się działo. Chwyciłam Williama za ramię i ścisnęłam je nerwowo.
– Jesteśmy na miejscu – szepnął William.
Drgnęłam nerwowo, a po moim ciele przeszły ciarki. Znowu ciemność i wyostrzony słuch.
– Świetnie – powiedziałam pod nosem.
Wampir przysunął się do mnie i płynnym ruchem zdjął mi z oczu opaskę. W końcu mogłam cokolwiek zobaczyć. Nerwowo omiatałam wzrokiem wnętrze zabytkowego samochodu, lecz nie mogłam niczego dostrzec przez przyciemnione szyby.
– I po co to wszystko, skoro i tak nie jestem w stanie niczego zobaczyć? – bąknęłam, potrząsając głową.
– Chodziło o interesy. Nie chciałem, byś się do tego mieszała. Moi klienci cenią sobie anonimowość – oznajmił spokojnym tonem.
Też mi coś. Czasami miałam dość tej jego tajemniczości. Sekrety zaczynały działać mi na nerwy.
– Możemy już tam wejść? – spytałam oschle, próbując unikać wzroku Williama.
Wzięłam głęboki wdech, by uspokoić ciało i umysł. Starałam się opanować myśli, do mojej głowy napływały różne refleksje. Cały ten teatrzyk był podejrzany i owiany tajemnicą, co oprócz irytacji, budziło we mnie ciekawość.
Opuściliśmy samochód, czarnego Cadillaca Deville z 1967 roku. Od razu go rozpoznałam, ponieważ mój ojciec jeździł podobnym, gdy byłam małą dziewczynką.
W pobliżu kręciło się kilku podejrzanych mężczyzn w towarzystwie kobiet. Znajdowaliśmy się w miejscu, które sprawiało wrażenie opuszczonego. Badałam wzrokiem okolicę, ale niczego nie rozpoznawałam. Ludzie wokół zmierzali do zapuszczonego kasyna. Również i my podążyliśmy w jego kierunku.
Na wstępie powitało nas dwóch ochroniarzy w typowych strojach. Obok nich stały dwie kobiety, które przyciągały gości swoim wyglądem. Jedna o ognistych włosach, druga o atramentowych z czarnymi pasemkami. Krótkie spódniczki, lateksowe kozaki za kolano i gorsety. Bardziej przypominały prostytutki niż tancerki, ale być może taki był zamysł.
Rudowłosa zagrodziła nam przejście, uśmiechając się sztucznie. Wysokie kozaczki sprawiały, że wydawała się wyższa.
Wpatrywała się przez parę sekund w Williama, który najwidoczniej nie był nią zainteresowany. Szukał wzrokiem kogoś innego wśród gromadzących się osób.
– Hasło – wymruczała kobieta, przybliżając się do jego ucha.
Ochroniarz obserwował nas kątem oka, przepuszczając kolejnych gości. Czułam się nieswojo. Znaczna część kobiet przyglądała mi się ukradkiem, mężczyźni robili to bez żadnego skrępowania.
– Poproszę hasło – powtórzyła dziewczyna.
Tym razem uśmiech zniknął jej z twarzy. William szepnął do niej jakieś dwa słowa, lecz nie byłam w stanie ich wyłapać.
– Ona jest ze mną – zakomunikował wampir, przyciągając mnie do siebie.
Ruda zlustrowała mnie wzrokiem i pokręciła głową z delikatnym uśmiechem.
– Możesz przepuścić tę parę – zwróciła się do ochroniarza, który zrobił, jak kazała.
– Hasło? Serio? – spytałam półszeptem, gdy wkraczaliśmy do ciemnego budynku.
Nie byłam w stanie dostrzec wielu rzeczy, natomiast William odnajdywał się tam doskonale, zapewne przez jego wyostrzone zmysły.
– A czego się spodziewałaś? Klub co jakiś czas zmienia lokalizację. Może to głupie, ale takie są zasady – odpowiedział równie cicho.
Kiedy znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu, zamarłam na moment. Zobaczyłam niesamowicie dużą scenę z mnóstwem świateł i przeróżnych, zamocowanych nad nią elementów. Klub był tak duży, że mogłam porównać go do sporej sali kinowej, a owa scena stanowiła wisienkę na torcie. Całość udekorowano w czarnych i czerwonych kolorach w klasycznym stylu z ubiegłego wieku. Skórzane sofy i stylizowane krzesła dodawały temu miejscu klimatycznego uroku. W powietrzu unosił się zapach słodkiej czekolady i mieszających się ze sobą perfum, a w tle grała lekka swingowa muzyka. Można było poczuć się jak w zupełnie innej epoce; jakby czas zatrzymał się w szalonych latach dwudziestego wieku.
Sala zaczęła się wypełniać, robiło się coraz gwarniej. Z zainteresowaniem przyglądałam się społeczności, która tworzyła to miejsce. Piękne kobiety w szykownych długich bądź krótkich sukniach z mieniącymi się wstawkami kokietowały mężczyzn. Wyglądały na prawdziwe damy i tak też się zachowywały. Sączyły różnego rodzaju trunki w towarzystwie eleganckich dżentelmenów, którzy posyłali im czułe słówka, a te śmiały się szelmowsko, udając zawstydzone. Wszystko wyglądało na bardzo nieautentyczne, ale tak nie było. O to właśnie chodziło w tym miejscu. Elitarna grupa, w której każdy grał i czuł się z tym dobrze.
– Zaprowadzę cię do Carloty. Pomoże ci się przygotować – zadeklarował William, odciągając mnie od nich.
– W porządku – mruknęłam, wciąż oglądając wspaniały klub.
Przedarliśmy się przez tłum mężczyzn popijających whisky. O mały włos, a wpadłabym na jednego z nich, gdy zapatrzyłam się na barmankę, która posyłała mi uśmiechy.
– Najmocniej przepraszam! – pisnęłam cicho i zaklęłam w myślach.
Mężczyzna uśmiechnął się tylko, poprawiając swoją marynarkę. William zmarszczył brwi i chwycił mnie za rękę.
– Uważaj, jak chodzisz – powiedział, gdy ruszyliśmy przed siebie.
– Wybacz – rzuciłam szorstko.
– To wampir. Lepiej, żeby się tobą nie zainteresował.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam za siebie, szukając mężczyzny w tłumie, ale zaraz spuściłam wzrok. Słowa Williama nieco mnie przeraziły.
– Czy wszyscy tutaj to… no wiesz – powiedziałam cicho.
Słowo „wampiry” nie chciało przejść mi przez gardło. Bałam się go użyć w miejscu, gdzie prawdopodobnie wszyscy zgromadzeni należeli do tej rasy.
– Większość z nich. Zwłaszcza facetów. Kobiety to zazwyczaj śmiertelniczki. Są zapraszane w wiadomych celach.
W wiadomych celach? A co to niby miało znaczyć? Wampiry pożywiały się nimi czy zaspokajały inne swoje pragnienia? Nie śmiałam o to pytać, być może dla Williama odpowiedź była oczywista.
– Carloto! – krzyknął nagle do kobiety, która stała zwrócona do nas plecami, lecz odwróciła się, słysząc swoje imię. Od razu rozpoznałam jej twarz o latynoskich rysach. Tym razem jej włosy nie były upięte, a opadały swobodnie na ramiona. Wyglądała bardzo pięknie w długiej, czerwonej sukience akcentującej jej opaleniznę.
– Och, wreszcie jesteście. – Uśmiechnęła się szeroko i podeszła najpierw do Williama, aby się z nim przywitać, a następnie zrobiła to samo ze mną. – Mamy niewiele czasu. Zaraz zaprowadzę cię do miejsca, w którym będziesz mogła się przygotować. Swoją drogą, wyglądasz obłędnie. Prawda, Williamie?
Wampir spuścił wzrok onieśmielony i zerkał na mnie spłoszony jedynie kątem oka.
– Tak, nie da się ukryć – bąknął.
Carlota zaśmiała się i położyła mi dłoń na ramieniu. Byłam nieco zawstydzona, choć nie wiedziałam, czy William mówił rzeczywiście to, co myślał.
– Dzięki – mruknęłam cicho.
– Koniec tych pogaduszek. Zabieram ją ze sobą. Przez resztę wieczoru będziesz oglądał ją ze sceny – zakomunikowała Carlota.
Spojrzałam ostatni raz na Williama i udałam się za Meksykanką, która zaprowadziła mnie do pokaźnej garderoby z całym wyposażeniem scenicznym. Wewnątrz kotłowało się od dziewcząt przemykających w kusych strojach. Niektóre z nich miały na sobie pióra, inne same pończochy z pasami w komplecie, a jeszcze inne stringi czy gorsety. Zauważyłam też kilka dziewczyn, które siedziały w samej bieliźnie, a ich sutki zakrywały jedynie śmieszne naklejki. Wyobraziłam sobie, że to ja miałabym w czymś takim wystąpić.
O Boże, w co ja się wpakowałam?
– Dziewczęta! Zróbcie dla niej miejsce. To nasz nowy nabytek – zaczęła Carlota, przedstawiając mnie całej grupce.
Zgromadzone przyglądały mi się uważnie. Część z nich nawet zmusiła się do uśmiechu, ale większość od razu wróciła do zajęć, od których zostały wyrwane.
Carlota posadziła mnie na obrotowym krześle i spojrzała na moje odbicie w lustrze mieszczącym się naprzeciwko.
– Lola J cię pomaluje. Kostium dobierzesz sobie sama, masz pełen dostęp do garderoby. Nie przejmuj się dziewczynami, jeżeli będą ci przeszkadzać bądź coś utrudniać.
W odpowiedzi kiwnęłam głową, choć byłam totalnie skołowana. Dlaczego miałyby mi przeszkadzać? Czyżby walczyły o występy?
– Musisz obrać jakiś pseudonim sceniczny, żebyśmy mogli cię zapowiedzieć.
– Okej – rzuciłam krótko.
Dopiero wtedy dotarło do mnie, gdzie tak naprawdę się znajdowałam i w jakim celu. Miałam wystąpić prawie naga dla wampirzej publiczności. Serce zaczęło mi mocniej bić, ale starałam się nie okazywać strachu.
– Pamiętasz, o czym ci mówiłam podczas naszego spotkania? – zapytała Carlota, sprawdzając, czy nikt nas nie podsłuchuje.
– Chyba tak – mruknęłam.
W zasadzie to nie pamiętałam wiele. Jedyne, co przychodziło mi do głowy, to ruchy sceniczne, które zaprezentowała, i obowiązujące zasady.
– Chyba? To ważne. Tam są wampiry. Mają nad nami swego rodzaju władzę, ale nie jesteśmy ich własnością ani dziwkami. Obowiązuje bezwzględny zakaz spoufalania się z nimi. Na pewno będziesz miała jakieś propozycje, więc się pilnuj. Zrozumiano?
– Jasne.
Spoufalania się? Przecież nie po to tutaj przyszłam. Nie zamierzałam pójść do łóżka z żadnym z nich.
– I co najważniejsze, wypij to. – Podsunęła mi przezroczystą szklankę z jasnożółtą zawartością. Poczułam zapach charakterystycznego alkoholu z ziołową nutą.
– Co to? – zapytałam podejrzliwie, zerkając na zawartość naczynia.
– Whisky i zioła. Żeby nie namieszali ci w głowie – odpowiedziała. – A teraz do roboty. Uważaj na siebie.
– Nie zostaniesz tutaj? – wycedziłam, lekko zszokowana, gdy przyswoiłam sobie wszystko, o czym powiedziała Carlota.
– Nie, kochanie. Mam inne sprawy na głowie. Ach, no i muzyka.
Rozejrzała się po garderobie, szukając czegoś. Chwilę po tym przyniosła płytę winylową, którą włożyła do stojącego obok mnie gramofonu. Coś zatrzeszczało, a po paru sekundach rozbrzmiała typowa, swingowa melodia z charakterystycznym, kobiecym śpiewem w tle.
– To twój podkład, wystąpisz bez śpiewu. Będę obserwować cię z sali. Nie możesz nas zawieść, liczymy na ciebie. – Puściła mi oczko, po czym zniknęła za dzielącym mnie od innych parawanem.
No pięknie, pomyślałam, przeglądając się w lustrze. I co ja niby mam zrobić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz