Beta @NinaAvdeeva <3
~*~
– Pijesz zioła czy sobie wstrzykujesz? – zapytał szybko Will.
– Co? – zapytałam.
Powróciła do mnie we wspomnieniach rozmowa z matką, w której
wyjaśniała właściwości heliotropu peruwiańskiego. Zamyśliłam się na moment, po
czym kiwnęłam głową w odpowiedzi. William nawet na mnie nie spojrzał. Prowadził
w milczeniu, a ja zastanawiałam się, co powiedziała mu Victoria. Czasami trudno
było mi rozszyfrować jego myśli. Otaczała go aura tajemniczości, co podobało mi
się w nim najbardziej.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – wypaliłam w końcu.
Uzmysłowiwszy sobie, kim był naprawdę, poczułam się niepewnie.
Za każdym razem, gdy spoglądałam na jego twarz, przypominało mi się, że jest
wampirem. Mimo to nie zmieniłam o nim zdania.
– A jak myślisz? – Zaśmiał się gorzko.
– No nie wiem. Czekałeś na odpowiedni moment? – zadrwiłam.
Zaśmiał się głośno i, wyjąwszy z kieszeni niewielką paczkę
papierosów, rzucił ją w moim kierunku.
– Chyba nie zamierzasz tutaj palić. – Zmarszczyłam brwi. –
Matka zabije mnie, jeśli poczuje ten zapach. Nie ma mowy.
– Jak tam chcesz. – Westchnął głośno.
– Powiesz mi w końcu, dlaczego to wszystko ukrywałeś?
Kilka minut po tym, jak opuściliśmy centrum, zatrzymaliśmy
się na jakimś odludziu. W oddali dostrzegałam znajomy park, w którym byłam
jakiś czas temu. Do mojej głowy napłynęły wspomnienia.
– Dlaczego się zatrzymaliśmy? – spytałam z wyczuwalną nutą przerażenia
w głosie.
Gdy natrafiam wzrokiem na miejsce, w którym leżał Jared, moje
serce zaczęło szybciej bić, a ciało ogarnął chłód.
William zgasił silnik, a następnie z kieszeni wyjął szeroką,
czarną, atłasową wstążkę. W mojej głowie pojawiły się najgorsze scenariusze.
Kątem oka zlokalizowałam klamkę, bym mogła jak najszybciej uciec w razie
konieczności. Gdy przypomniałam sobie, że nie dysponuję najlepszym obuwiem do
biegania, po raz pierwszy, odkąd przebywałam w towarzystwie Williama, ogarnął
mnie lekki strach.
– Twoje serce łomocze jak opętane. – Spojrzał na moją
unoszącą się klatkę piersiową. – Boisz się, Vivian?
A jakże. Nerwowo przełykałam ślinę, próbując uspokoić oddech
i szalone bicie serca. Czego miałam się spodziewać po wampirze? Coś przyszło mi
na myśl – miał tyle okazji, by zrobić mi krzywdę, jednak dotychczas nie uczynił
tego.
– Nie – skłamałam, czując, jak czerwienieją mi uszy. – Ale
nie czuję się komfortowo. Zamierzasz mnie tym udusić, żeby było śmieszniej? – Wskazałam
czarny kawałek materiału.
Wampir roześmiał się, owijając sobie wstążkę wokół palca.
Czułam na sobie jego palący wzrok.
– Faktycznie, byłoby ciekawie. Ale nie, nie chcę cię udusić,
Davis. Chcę zawiązać ci oczy.
Odetchnęłam w duchu z ulgą, choć nie do końca wiedziałam, co
miało to znaczyć. Zawiązane oczy? O Boże, czy on miał na myśli…
– Seks w samochodzie? Stać cię na coś więcej, Will. Nie
jestem zwolenniczką ciasnych pomieszczeń.
Odwróciłam głowę. Usłyszałam tylko perlisty śmiech, przez co
spojrzałam na niego ponownie.
– Za bardzo się cenisz. Myślisz, że o to mi chodzi? – odparł spokojnie.
Uśmiech nie znikał z jego twarzy. Przeczesał włosy, kręcąc głową.
Poczułam się nieco zawstydzona. Nie byłam dla niego dość
dobra czy o co chodziło?
– A więc niczego już nie rozumiem.
– Klub jest dla
wtajemniczonych. Będę musiał zawiązać ci oczy, byś mogła do niego wejść.
Niestety takie są zasady dla nowych gości.
– Acha – pisnęłam cicho.
Ależ ze mnie idiotka,
pomyślałam.
– Tylko uważaj na makijaż – dodałam półszeptem, opierając się
o fotel.
Już niczego więcej nie chciałam mówić. Zgodziłam się na
zawiązanie oczu, choć nie wiedziałam, czego się spodziewać po Williamie.
Postanowiłam mu zaufać, mimo że wciąż przerażała mnie jego prawdziwa tożsamość.
Wysiedliśmy z samochodu. William zrobił, jak powiedział, po
czym poczęstował mnie subtelnym pocałunkiem w policzek. Nie spodziewałam się
tego. Poczułam bijący od niego chłód, a moja twarz się zarumieniła. Zawstydzona
opuściłam głowę. Nie byłam w stanie niczego zobaczyć, ale pozostałe zmysły
zaczęły się momentalnie wyostrzać, przez co delikatny pocałunek przyprawił mnie
o lekkie dreszcze. Coś dziwnego wypełniło mnie od środka, po czym zaraz
zniknęło.
– Będziemy musieli zostawić tutaj samochód. Nie chcesz mieć
kłopotów, które mogłyby wyniknąć, gdyby ktoś go zauważył. To dość hermetyczna
społeczność. Wszystko wyjaśnię ci później. Na razie bądź cicho, ktoś po nas
przyjedzie.
– Cholera, William. Naprawdę zaczynam się bać, a zarazem mam
wrażenie, że to jakiś żart. Zaraz się okaże, że zaprowadzisz mnie do jakiegoś
czerwonego pokoju, co? – zadrwiłam, przypominając sobie popularną książkę, na
której punkcie wszyscy oprócz mnie mieli bzika.
– Vivian… Proszę cię, nie utrudniaj – rzekł półszeptem.
Nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Nie wiedziałam, czy
uśmiechał się, czy był podenerwowany. Niczego nie widziałam. Jego głos był
zupełnie naturalny, ale to, że nie mogłam spojrzeć na rozmówcę, było bardzo
niekomfortowe.
– Okej, będę cicho – powiedziałam z głośnym westchnięciem.
Kilka minut później do moich uszu dotarł jakiś dźwięk. Ktoś
zbliżał się do nas. Nie mogłam niczego zobaczyć, chciałam zedrzeć opaskę z oczu
i dowiedzieć się, co tak naprawdę miało miejsce, ale William dołożył starań, by
materiał utrzymywał się na mojej twarzy. Żadna próba zdjęcia jej, która
przychodziła mi do głowy, nie zapowiadała dobrych efektów. Biorąc pod uwagę, że
mogłam zostać posiłkiem, nie zamierzałam ryzykować potwierdzenia swojej teorii.
Usłyszałam stukanie o chodnik. Podejrzewałam, że zmierzają w
naszą stronę dwie osoby. Starałam się zachowywać w sposób naturalny, mimo że z
zawiązanymi oczami musiałam wyglądać jak totalna wariatka.
Nieznajomi pokonali dzielącą nas odległość i zatrzymali się,
aby powitać Williama. Ku swojemu rozczarowaniu nie usłyszałam żadnych głosów.
Stukot jednej pary butów wskazywał na kobietę. Miałam nadzieję, że nie była nią
Victoria, ponieważ nie miałam ochoty przebywać w jej otoczeniu.
Wciąż stałam nieruchomo, czekając na jakiekolwiek wskazówki
ze strony Willa. Czułam się głupio, że dałam się wpakować w coś takiego.
Zapewne całość musiała wyglądać koniecznie, ale skoro takie były zasady, nie
miałam wyjścia.
Parę minut później do moich uszu dobiegł dźwięk silnika
samochodowego. William ujął mnie za rękę i wsiedliśmy do pojazdu, który
sprawiał wrażenie przestronnego. W milczeniu pokonywaliśmy przez kilka minut drogę.
Samochód zatrzymał się nagle, a dwójka pasażerów opuściła
nas. Nie miałam pojęcia, co tak naprawdę się działo. Chwyciłam Williama za
ramię i ścisnęłam je nerwowo.
– Jesteśmy na miejscu – szepnął William.
Drgnęłam nerwowo, a po moim ciele przeszły ciarki. Znowu
ciemność i wyostrzony słuch.
– Świetnie – powiedziałam pod nosem.
Wampir przysunął się do mnie i płynnym ruchem zdjął mi z oczu
opaskę. W końcu mogłam cokolwiek zobaczyć. Nerwowo omiatałam wzrokiem wnętrze
zabytkowego samochodu, lecz nie mogłam niczego dostrzec przez przyciemnione
szyby.
– I po co to wszystko, skoro i tak nie jestem w stanie
niczego zobaczyć? – bąknęłam, potrząsając głową.
– Chodziło o interesy. Nie chciałem, byś się do tego
mieszała. Moi klienci cenią sobie anonimowość – oznajmił spokojnym tonem.
Też mi coś. Czasami miałam dość tej jego tajemniczości. Sekrety
zaczynały działać mi na nerwy.
– Możemy już tam wejść? – spytałam oschle, próbując unikać
wzroku Williama.
Wzięłam głęboki wdech, by uspokoić ciało i umysł. Starałam
się opanować myśli, do mojej głowy napływały różne refleksje. Cały ten teatrzyk
był podejrzany i owiany tajemnicą, co oprócz irytacji, budziło we mnie
ciekawość.
Opuściliśmy samochód, czarnego Cadillaca Deville z 1967 roku.
Od razu go rozpoznałam, ponieważ mój ojciec jeździł podobnym, gdy byłam małą
dziewczynką.
W pobliżu kręciło się kilku podejrzanych mężczyzn w
towarzystwie kobiet. Znajdowaliśmy się w miejscu, które sprawiało wrażenie
opuszczonego. Badałam wzrokiem okolicę, ale niczego nie rozpoznawałam. Ludzie
wokół zmierzali do zapuszczonego kasyna. Również i my podążyliśmy w jego kierunku.
Na wstępie powitało nas dwóch ochroniarzy w typowych
strojach. Obok nich stały dwie kobiety, które przyciągały gości swoim wyglądem.
Jedna o ognistych włosach, druga o atramentowych z czarnymi pasemkami. Krótkie
spódniczki, lateksowe kozaki za kolano i gorsety. Bardziej przypominały
prostytutki niż tancerki, ale być może taki był zamysł.
Rudowłosa zagrodziła nam przejście, uśmiechając się
sztucznie. Wysokie kozaczki sprawiały, że wydawała się wyższa.
Wpatrywała się przez parę sekund w Williama, który
najwidoczniej nie był nią zainteresowany. Szukał wzrokiem kogoś innego wśród
gromadzących się osób.
– Hasło – wymruczała kobieta, przybliżając się do jego ucha.
Ochroniarz obserwował nas kątem oka, przepuszczając kolejnych
gości. Czułam się nieswojo. Znaczna część kobiet przyglądała mi się ukradkiem,
mężczyźni robili to bez żadnego skrępowania.
– Poproszę hasło – powtórzyła dziewczyna.
Tym razem uśmiech zniknął jej z twarzy. William szepnął do
niej jakieś dwa słowa, lecz nie byłam w stanie ich wyłapać.
– Ona jest ze mną – zakomunikował wampir, przyciągając mnie
do siebie.
Ruda zlustrowała mnie wzrokiem i pokręciła głową z delikatnym
uśmiechem.
– Możesz przepuścić tę parę – zwróciła się do ochroniarza,
który zrobił, jak kazała.
– Hasło? Serio? – spytałam półszeptem, gdy wkraczaliśmy do
ciemnego budynku.
Nie byłam w stanie dostrzec wielu rzeczy, natomiast William
odnajdywał się tam doskonale, zapewne przez jego wyostrzone zmysły.
– A czego się spodziewałaś? Klub co jakiś czas zmienia
lokalizację. Może to głupie, ale takie są zasady – odpowiedział równie cicho.
Kiedy znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu, zamarłam na moment.
Zobaczyłam niesamowicie dużą scenę z mnóstwem świateł i przeróżnych,
zamocowanych nad nią elementów. Klub był tak duży, że mogłam porównać go do
sporej sali kinowej, a owa scena stanowiła wisienkę na torcie. Całość udekorowano
w czarnych i czerwonych kolorach w klasycznym stylu z ubiegłego wieku. Skórzane
sofy i stylizowane krzesła dodawały temu miejscu klimatycznego uroku. W
powietrzu unosił się zapach słodkiej czekolady i mieszających się ze sobą
perfum, a w tle grała lekka swingowa muzyka. Można było poczuć się jak w
zupełnie innej epoce; jakby czas zatrzymał się w szalonych latach dwudziestego
wieku.
Sala zaczęła się wypełniać, robiło się coraz gwarniej. Z
zainteresowaniem przyglądałam się społeczności, która tworzyła to miejsce.
Piękne kobiety w szykownych długich bądź krótkich sukniach z mieniącymi się
wstawkami kokietowały mężczyzn. Wyglądały na prawdziwe damy i tak też się
zachowywały. Sączyły różnego rodzaju trunki w towarzystwie eleganckich
dżentelmenów, którzy posyłali im czułe słówka, a te śmiały się szelmowsko,
udając zawstydzone. Wszystko wyglądało na bardzo nieautentyczne, ale tak nie
było. O to właśnie chodziło w tym miejscu. Elitarna grupa, w której każdy grał
i czuł się z tym dobrze.
– Zaprowadzę cię do Carloty. Pomoże ci się przygotować – zadeklarował
William, odciągając mnie od nich.
– W porządku – mruknęłam, wciąż oglądając wspaniały klub.
Przedarliśmy się przez tłum mężczyzn popijających whisky. O
mały włos, a wpadłabym na jednego z nich, gdy zapatrzyłam się na barmankę,
która posyłała mi uśmiechy.
– Najmocniej przepraszam! – pisnęłam cicho i zaklęłam w
myślach.
Mężczyzna uśmiechnął się tylko, poprawiając swoją marynarkę.
William zmarszczył brwi i chwycił mnie za rękę.
– Uważaj, jak chodzisz – powiedział, gdy ruszyliśmy przed
siebie.
– Wybacz – rzuciłam szorstko.
– To wampir. Lepiej, żeby się tobą nie zainteresował.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam za siebie, szukając mężczyzny
w tłumie, ale zaraz spuściłam wzrok. Słowa Williama nieco mnie przeraziły.
– Czy wszyscy tutaj to… no wiesz – powiedziałam cicho.
Słowo „wampiry” nie chciało przejść mi przez gardło. Bałam
się go użyć w miejscu, gdzie prawdopodobnie wszyscy zgromadzeni należeli do tej
rasy.
– Większość z nich. Zwłaszcza facetów. Kobiety to zazwyczaj
śmiertelniczki. Są zapraszane w wiadomych celach.
W wiadomych celach? A co to niby miało znaczyć? Wampiry
pożywiały się nimi czy zaspokajały inne swoje pragnienia? Nie śmiałam o to
pytać, być może dla Williama odpowiedź była oczywista.
– Carloto! – krzyknął nagle do kobiety, która stała zwrócona
do nas plecami, lecz odwróciła się, słysząc swoje imię. Od razu rozpoznałam jej
twarz o latynoskich rysach. Tym razem jej włosy nie były upięte, a opadały
swobodnie na ramiona. Wyglądała bardzo pięknie w długiej, czerwonej sukience
akcentującej jej opaleniznę.
– Och, wreszcie jesteście. – Uśmiechnęła się szeroko i
podeszła najpierw do Williama, aby się z nim przywitać, a następnie zrobiła to
samo ze mną. – Mamy niewiele czasu. Zaraz zaprowadzę cię do miejsca, w którym będziesz
mogła się przygotować. Swoją drogą, wyglądasz obłędnie. Prawda, Williamie?
Wampir spuścił wzrok onieśmielony i zerkał na mnie spłoszony jedynie
kątem oka.
– Tak, nie da się ukryć – bąknął.
Carlota zaśmiała się i położyła mi dłoń na ramieniu. Byłam
nieco zawstydzona, choć nie wiedziałam, czy William mówił rzeczywiście to, co
myślał.
– Dzięki – mruknęłam cicho.
– Koniec tych pogaduszek. Zabieram ją ze sobą. Przez resztę
wieczoru będziesz oglądał ją ze sceny – zakomunikowała Carlota.
Spojrzałam ostatni raz na Williama i udałam się za
Meksykanką, która zaprowadziła mnie do pokaźnej garderoby z całym wyposażeniem
scenicznym. Wewnątrz kotłowało się od dziewcząt przemykających w kusych
strojach. Niektóre z nich miały na sobie pióra, inne same pończochy z pasami w
komplecie, a jeszcze inne stringi czy gorsety. Zauważyłam też kilka dziewczyn,
które siedziały w samej bieliźnie, a ich sutki zakrywały jedynie śmieszne
naklejki. Wyobraziłam sobie, że to ja miałabym w czymś takim wystąpić.
O Boże, w co ja się
wpakowałam?
– Dziewczęta! Zróbcie dla niej miejsce. To nasz nowy nabytek
– zaczęła Carlota, przedstawiając mnie całej grupce.
Zgromadzone przyglądały mi się uważnie. Część z nich nawet
zmusiła się do uśmiechu, ale większość od razu wróciła do zajęć, od których
zostały wyrwane.
Carlota posadziła mnie na obrotowym krześle i spojrzała na
moje odbicie w lustrze mieszczącym się naprzeciwko.
– Lola J cię pomaluje. Kostium dobierzesz sobie sama, masz
pełen dostęp do garderoby. Nie przejmuj się dziewczynami, jeżeli będą ci
przeszkadzać bądź coś utrudniać.
W odpowiedzi kiwnęłam głową, choć byłam totalnie skołowana.
Dlaczego miałyby mi przeszkadzać? Czyżby walczyły o występy?
– Musisz obrać jakiś pseudonim sceniczny, żebyśmy mogli cię
zapowiedzieć.
– Okej – rzuciłam krótko.
Dopiero wtedy dotarło do mnie, gdzie tak naprawdę się
znajdowałam i w jakim celu. Miałam wystąpić prawie naga dla wampirzej publiczności.
Serce zaczęło mi mocniej bić, ale starałam się nie okazywać strachu.
– Pamiętasz, o czym ci mówiłam podczas naszego spotkania? –
zapytała Carlota, sprawdzając, czy nikt nas nie podsłuchuje.
– Chyba tak – mruknęłam.
W zasadzie to nie pamiętałam wiele. Jedyne, co przychodziło
mi do głowy, to ruchy sceniczne, które zaprezentowała, i obowiązujące zasady.
– Chyba? To ważne. Tam są wampiry. Mają nad nami swego
rodzaju władzę, ale nie jesteśmy ich własnością ani dziwkami. Obowiązuje
bezwzględny zakaz spoufalania się z nimi. Na pewno będziesz miała jakieś
propozycje, więc się pilnuj. Zrozumiano?
– Jasne.
Spoufalania się? Przecież nie po to tutaj przyszłam. Nie
zamierzałam pójść do łóżka z żadnym z nich.
– I co najważniejsze, wypij to. – Podsunęła mi przezroczystą
szklankę z jasnożółtą zawartością. Poczułam zapach charakterystycznego alkoholu
z ziołową nutą.
– Co to? – zapytałam podejrzliwie, zerkając na zawartość
naczynia.
– Whisky i zioła. Żeby nie namieszali ci w głowie – odpowiedziała.
– A teraz do roboty. Uważaj na siebie.
– Nie zostaniesz tutaj? – wycedziłam, lekko zszokowana, gdy
przyswoiłam sobie wszystko, o czym powiedziała Carlota.
– Nie, kochanie. Mam inne sprawy na głowie. Ach, no i muzyka.
Rozejrzała się po garderobie, szukając czegoś. Chwilę po tym
przyniosła płytę winylową, którą włożyła do stojącego obok mnie gramofonu. Coś
zatrzeszczało, a po paru sekundach rozbrzmiała typowa, swingowa melodia z
charakterystycznym, kobiecym śpiewem w tle.
– To twój podkład, wystąpisz bez śpiewu. Będę obserwować cię
z sali. Nie możesz nas zawieść, liczymy na ciebie. – Puściła mi oczko, po czym
zniknęła za dzielącym mnie od innych parawanem.
No pięknie,
pomyślałam, przeglądając się w lustrze. I
co ja niby mam zrobić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz